Czy zdarzyło się kiedyś Państwu machnąć ręką i wyjść z taksówki bez wydanej przez kierowcę reszty bo ten nie miał jak lub zwyczajnie uznał, że reszta jest dla niego? A pójście z przyjaciółmi do kina, choć padaliśmy z nóg i najchętniej spędzilibyśmy wieczór popijając herbatę w domu Państwu się zdarzyło? Bo mnie zdarzyło się i jedno i drugie i o zgrozo wiele innych mniej lub bardziej podobnych sytuacji także. A właściwie to dlaczego czasami zachowujemy się nie tak, jak byśmy sobie tego życzyli? Dlaczego nie ustanawiamy dla nas samych dobrych i bezpiecznych granic pozwalając by zrobili to za nas inni i to niekoniecznie tam, gdzie my byśmy chcieli? W końcu rzecz idzie o nie byle jaką stawkę, którą jest nasz komfort bycia. No właśnie…komfort bycia. Tylko, że jeśli robimy to, co z większym lub mniejszym impetem narzucają nam inni, jeśli w imię czegoś (i tu możemy sobie wstawić dowolnie wybraną według uznania frazę, np. w imię dobrego spokoju, w imię przyjaźni, poprawnych stosunków, ciszy w domu lub bo tak wypada) działamy wbrew sobie, to możemy z czystym sercem zapomnieć o naszym własnym dobrym samopoczuciu. Dlaczego? Dlatego, że przystanie na coś, na co nie mamy najmniejszej ochoty nie sprawi że będziemy się czuli sami ze sobą dobrze i podejrzewam, że wszyscy to uczucie doskonale znamy. Co zatem robić aby nie zapuszczać się w emocjonalny kanał, który potrafi nam się odbijać czkawką tygodniami lub miesiącami? Jak chronić się przed sytuacjami, gdzie tuż po podjęciu decyzji, działania czy też wyrażeniu na coś zgody wcale nie jest nam ani milo ani przyjemnie? Jak żyć w zgodzie z innymi będąc także w zgodzie z sobą samym? No tak, tylko jak tu powiedzieć bliskiej nam osobie, że nas na przykład osacza, lub że czujemy się przez nią nadmiernie kontrolowani? Sprawa nie jest prosta, ale jeśli zostawimy ją samą sobie prostsza na pewno nie będzie. Po pierwsze dlatego, że nie informując jasno o tym co nas boli i co nam się nie podoba nie dajemy drugiej stronie możliwości reakcji i ewentualnej zmiany swojego zachowania. A po drugie dlatego, że jeśli nie podejmiemy działania ciężar odpowiedzialności za całą sprawę pozostanie po naszej stronie. Więc może zatem dla naszego dobra warto by dokonać w myśleniu i reagowaniu pewnych zmian. Nie uciekajmy się przy tym do banalnych i przyznacie Państwo wygodnych wymówek, że „już tacy jesteśmy” albo że „nigdy się nie zmienimy” bo to nieprawda. Charakter i osobowość można, a nawet należy kształtować i rozwijać w dojrzały, dorosły sposób. Nikt z nas bowiem nie jest taki lub inny raz na zawsze. Przecież nie stoimy w miejscu, świat wokół nas także nie. I tu dochodzimy do magicznego słowa, które w praktycznym zastosowaniu może nam zasadniczo ułatwić codzienne funkcjonowanie. Otóż tym słowem jest łacińskie assertio, czyli wyzwolenie, w języku polskim rozumiane jako asertywność. Przyjrzyjmy się zatem słownikowej definicji asertywności. I tak podążając za wikipedią:
„Asertywność – w psychologii termin oznaczający posiadanie i wyrażanie własnego zdania oraz bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nienaruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych. Jest to umiejętność nabyta”.
Uff, przyznam, że naprawdę mi ulżyło po przeczytaniu ostatniego zdania. Tak, asertywność jest umiejętnością nabytą, czyli taką, której możemy się nauczyć, a także trenować w każdym momencie naszego życia. Oznacza to dla nas, że nigdy nie jest za późno aby zawalczyć o siebie, a asertywność w takim najprostszym rozumieniu tego słowa to ni mniej ni więcej jak dbanie o nasze zdrowie psychiczne, o stan naszych emocji. Bo przecież czy chcemy, czy też nie to z nich się składamy zdecydowanie bardziej niż z obowiązków, nakazów i zakazów. I nie chodzi tu o przepychanie się łokciami w życiu, jak niektórzy rozumieją asertywne zachowanie lub o szybki kurs bezczelności dla nieśmiałych. Ale też nie o to abyśmy podążali przez życie w myśl powiedzenia „Stój w kącie a znajdą cię”. A jeśli nie znajdą to co? Chodzi o to, że jeśli już nie mamy specjalnego wpływu na to co słyszymy, to postarajmy się mieć wpływ na to co z tą usłyszaną treścią zrobimy.
Asertywnie zachowamy się wtedy, kiedy w sposób pewny i stanowczy wyrazimy nasze uczucia, postawy czy opinie względem drugiej osoby. Pewnie to znaczy prawdziwie i zgodnie z tym, co tak naprawdę czujemy w środku. Będzie to o wiele łatwiejsze kiedy w naszym codziennym wewnętrznym monologu biegnącym w tyle głowy świadomie podejmiemy decyzję o tym, że tak naprawdę tylko my jesteśmy odpowiedzialni za to jakie znaczenie nadamy różnym wydarzeniom. I czy na przysłowiowy brak wydanej reszty przez pana taksówkarza machniemy ręką, bo nie jest to dla nas istotne, czy machniemy ręką bo nie umiemy się upomnieć o to co nam się należy, a po przyjściu do domu będziemy sobie pluli w brodę i utyskiwali jaki to świat jest okrutny i zły. A może świat nie jest wcale taki zły tylko nas nie stać było na uczciwość, a także szacunek względem siebie i stanowczo poprosić o zwrot reszty pieniędzy. To jedna z tysiąca sytuacji codziennego życia dotykająca każdego z nas, a przykładów można by mnożyć bez liku. A jak często zdarza się nam potem w domu nakrzyczeć na dziecko czy psa przerzucając swój dyskomfort na kogoś innego tylko dlatego, że nie byliśmy w stanie zadbać o naszą własną przestrzeń? Asertywność to przejście ze stanu biernego obserwowania rzeczywistości w stan aktywnego decydowania o tym co chcę, czego potrzebuję, co jest mi niepotrzebne i na co nie wyrażam zgody. Nawet jeśli innym się to nie spodoba. Nie musi. A my powinniśmy czuć się z tym dobrze. Ja wiem, że to nie zawsze jest tak łatwe w praktyce jak w teorii, ale to jedyny sposób na to aby nasze życie było naprawdę w pełni nasze. I abyśmy mogli z niego czerpać radość, spokój i siłę, czego z serca Państwu i sobie życzę.
Aleksandra Szewczyk, psycholog