Belgijska Wyprawa Antarktyczna

with No Comments
Czas czytania: 5 minut

5 listopada 1899 roku do portu w Antwerpii przybił statek „Belgica” dowodzony przez 31-letniego kapitana Adriena de Gerlache de Gomery.

Tak zakończyła się ponad dwuletnia wyprawa, która nie miała prawa się udać. A jednak się udała.

Ekspedycja przeszła do historii jako Belgijska Wyprawa Antarktyczna. Jej uczestnicy byli pierwszymi ludźmi, którym udało się w ekstremalnych warunkach przezimować na Antarktydzie. A de Gerlache stał się jednym z największych odkrywców w historii Belgii.

Na ówczesnej mapie świata Antarktyka była białą plamą, kontynentem prawie nieznanym. Mówiono, że jest „lodowym piekłem”. Mimo to nie brakowało śmiałków, chcących to miejsce zbadać – takich jak de Gerlache, młody belgijski oficer marynarki, który jako pierwszy zorganizował wyprawę naukową na Antarktydę.

Początek

W 1894 roku baron Adrien Victor Joseph de Gerlache de Gomery (1866-1934), postanowił zorganizować ekspedycję naukową na niezbadany jeszcze kraniec Ziemi. Przez kolejne trzy lata borykał się z wieloma przeszkodami, a ich pokonanie zawdzięczał swojemu uporowi, żelaznej konsekwencji i odrobinie szczęścia. Potrzebował 300 000 franków belgijskich. Miał nadzieję, że pieniądze wyłoży król Leopold II i kilku bogatych przemysłowców. Jednak, pomimo wielokrotnych próśb, audiencja u króla nie doszła do skutku. De Gerlache prosił o pieniądze każdego, kogo los postawił na jego drodze. Zdobył 100 tys. franków, kolejne 100 tys. uzbierano z datków, 100 tys. dołożył na końcu rząd belgijski.

Podczas swojej podróży na Grenlandię w 1895 roku de Gerlache kupił norweski statek wielorybniczy „Patria”. W czerwcu 1897 przystąpił do wyposażania statku przemianowanego na „Belgicę”, od tej pory pod belgijską banderą. Pomocy przy organizacji ekspedycji udzieliło mu Belgijskie Towarzystwo Geograficzne. Jako że ekspedycja miała mieć charakter naukowy, de Gerlache starał się ściągnąć do załogi ludzi z odpowiednim wykształceniem i przygotowaniem. Jako pierwszy zgłosił się mieszkający w Belgii Polak, Henryk Arctowski.

Ciekawa jest sylwetka Arctowskiego. Słynny polski polarnik bynajmniej nie urodził się pod nazwiskiem, które miało przejść do historii. Pochodził z przybyłej z Wirtembergii w XVII wieku rodziny Artztów. Urodził się w Warszawie. Naukę rozpoczął w inowrocławskim gimnazjum z obowiązkowym językiem niemieckim (znał również biegle francuski, którego uczył się w domu). Szkołę średnią – liceum Athenee – kończył już w belgijskim Liège. W roku 1888 rozpoczął studia na Wydziale Matematyki i Fizyki Uniwersytetu w Liège, później studiował geologię i chemię na paryskiej Sorbonie. Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę jako wykładowca na Uniwersytecie w Liège. Wtedy też wystąpił do władz belgijskich o zmianę nazwiska na Arctowski, podkreślając w ten sposób polskie pochodzenie. De Gerlache chętnie przyjął młodego naukowca. Powierzył mu prowadzenie badań geologicznych, meteorologicznych i oceanograficznych. Uczynił go kierownikiem naukowym wyprawy.

Drugim Polakiem na statku był pochodzący z zaboru rosyjskiego Antoni Bolesław Dobrowolski. Za działalność rewolucyjną władze zesłały go na Kaukaz. Uciekł stamtąd i przedostał się na Zachód, gdzie studiował botanikę biologię i geofizykę. Został zamustrowany jako prosty marynarz, później de Gerlache przydzielił mu funkcję asystenta meteorologa.

Obok dwóch Polaków ekipę tworzyło dziewięciu Belgów (łącznie z de Gerlache), sześciu Norwegów, w tym polarnik, przyszły zdobywca bieguna południowego Roald Amundsen, który pełnił na statku obowiązki drugiego oficera, Emil Racovitza, rumuński zoolog i Amerykanin Albert Cook – lekarz i fotograf wyprawy. Żaden z członków załogi nie wyobrażał sobie, co czeka ich w lodowym piekle Arktyki. Większość z nich nie była odpowiednio przygotowana do takiej wyprawy, a de Gerlache musiał też walczyć z animozjami narodowymi, brakiem dyscypliny oraz ogromną presją oczekiwań sponsorów i mediów.

Lodowe piekło

16 sierpnia 1897 roku ponad dwadzieścia tysięcy ludzi przybyło na nabrzeża Antwerpii, aby pożegnać statek wypływający na Antarktydę. Załadowana zapasami, ekwipunkiem i przyrządami naukowymi Belgica ruszyła przez Atlantyk do Ameryki Południowej. 22 października zawinęła do Rio de Janeiro, potem do Punta Arenas w Chile, gdzie zdezerterowało czterech marynarzy i wymieniono kucharza.Płynąc dalej wzdłuż Ziemi Grahama podróżnicy napotkali sztorm, podczas którego za burtę wypadł jeden z norweskich marynarzy. Pomimo próby ratowania go, zginął w lodowatych wodach. Załoga była w szoku.

Wkrótce Belgica dotarła do archipelagu małych wysp leżących u północno-zachodnich brzegów Antarktydy zwanych Ziemią Palmera na cześć amerykańskiego podróżnika Nathaniela Palmera – jednego z pierwszych ludzi, którzy dopłynęli do Półwyspu Antarktycznego (w 1820 roku). Kiedy okazało się, że nie jest to stały ląd lecz grupa wysp, de Gerlache nazwał ten teren Archipelagiem Palmera. Naukowcy wyprawy spenetrowali kilkanaście okolicznych wysp, zaznaczając na mapie ich położenie i nadając im belgijskie nazwy jak np. Liege, Gent, Antwerpia czy Brabant. Nie zapomniano też o nieszczęsnym norweskim marynarzu Wiencke – jego imieniem nazwano dużą wyspę leżącą u wylotu odkrytego szerokiego kanału zwanego teraz Cieśniną Gerlache’a.

Belgica obrała kurs na Morze Bellingshausena. Arktyczne lato miało się ku końcowi i rozsądek nakazywał odpłyniecie z tego rejonu. Jednak de Gerlache płynął dalej. Według niektórych historyków Belg celowo opóźnił wypłynięcie z Punta Arenas, żeby stać się pierwszym człowiekiem, który przezimuje na Antarktydzie. Żegluga stawała się coraz trudniejsza, a w końcu niemożliwa.

W okowach lodu

Na początku marca następnego roku statek utknął w krze lodowej na Morzu Bellingshausena. Tak rozpoczął się koszmar. Lód uwięził statek wraz z załogą na całą antarktyczną pozbawioną słońca zimę. Ludzie musieli ją spędzić w ekstremalnych warunkach przy temperaturze dochodzącej na zewnątrz nawet do –45°C, przy bardzo silnych i dokuczliwych wiatrach, bez promieni słońca. Dla wielu z nich próba, której zostali poddani, okazała się ponad siły. Ciemność oddziaływała na nich przygnębiająco, pojawiło się wyczerpanie, strach i depresja. Zaczęli też chorować na szkorbut, który wyniszczał ich siły fizyczne. Jedynym możliwym wówczas lekarstwem było jedzenie świeżego mięsa upolowanych fok i pingwinów zawierającego witaminę C, która jest niezbędna w leczeniu tej choroby. Tak też uczyniono. Z powodu wyczerpania (chore serce, płuca i nerki) zmarł Belg Emile Danco, przyjaciel Adriena de Gerlache.

W tym trudnym czasie naukowcy prowadzili badania astronomiczne, meteorologiczne, oceanograficzne, geologiczne, botaniczne i zoologiczne. Arctowski i Dobrowolski badali arktyczny klimat, opisywali występujące na miejscu atmosferyczne zjawiska takie jak zorza polarna. Zbierali próbki skał, miejscowe okazy flory i fauny. Nad pokładem postawiono dach, w lodzie wykopano dziurę i założono tam sondę geologiczną.

Belgica tkwiła w paku lodowym przez 13 miesięcy i statek bardzo powoli dryfował z całym polem lodowym. Było to od 5 do 40 mil dziennie, a przez cały ten okres Belgica pokonała ok. 2000 mil. W październiku 1898 roku statek wrócił mniej więcej do miejsca, w którym ugrzązł w lodzie w marcu tego roku. 16 listopada nastała jasność i rozpoczął się dzień polarny.

W załogę wstąpiła nowa energia, ale statek nadal nie mógł uwolnić się z lodu. Na początku stycznia 1899 roku dostrzeżono lodowe szczeliny, które były jednak zbyt wąskie, aby mógł się w nich zmieścić statek. Frederick Cook wpadł wtedy na pomysł, by wykuć kanał i w ten sposób uwolnić jednostkę.

Przez kolejne tygodnie cała załoga pracowała niezmordowanie wycinając toporkami i piłami tafle lodu. Jednak mimo sprzyjającej temperatury ok. 0°C lód ustępował bardzo powoli. W końcu zdecydowano się na użycie materiału wybuchowego do wysadzenia naciętego lodu. 14 marca 1899 roku statek wypłynął przez wykuty kanał i dotarł na otwarte wody. 5 listopada zawinął do portu w Antwerpii, gdzie zakończył swoją długą i wyczerpującą podróż. Jego załoga została przywitana w Belgii jak bohaterowie. Przeprowadzone badania, oprócz ogromnego aspektu naukowego, pokazały, że człowiek może sobie poradzić nawet w tak ekstremalnych warunkach.

Belgijska Wyprawa Antarktyczna była pierwszym i przełomowym zimowaniem w Antarktyce. Dokonano wielu istotnych obserwacji naukowych, a opracowania meteorologiczne i oceanograficzne znacznie ułatwiły planowanie następnych wypraw. Ekspedycja otworzyła drzwi do kariery wielu jej uczestnikom. Frederick Albert Cook podjął próbę dotarcia do bieguna północnego, Henryk Arctowski i Antoni Bolesław Dobrowolski kontynuowali karierę jako najwybitniejsi polscy polarnicy, a Adrien de Gerlache przez wiele lat przewodził wyprawom naukowym.

Dla Belgii, państwa powstałego ledwie sześćdziesiąt lat wcześniej, powodzenie ekspedycji stało się powodem do dumy. De Gerlache nadał swoim odkryciom wiele belgijskich nazw. W ten sposób uhonorował członków swojej rodziny, znane osobistości, a zwłaszcza miasta i prowincje, które w największym stopniu sfinansowały wyprawę. Około 30 000 turystów, którzy co roku podróżują na Półwysep Antarktyczny, płynie m.in. wzdłuż wysp: Antwerpia, Brabancja, Gandawa i Liège oraz przez Zatokę Flandryjską. Ekspedycja odkryła także jedynego owada, któremu udaje się przetrwać na Antarktydzie przez cały rok: Belgica antarctica.

Belgia zawdzięcza Adrienowi de Gerlache wyprawę antarktyczną, co później zaowocowało zbudowaniem w 1958 r. Bazy Antarktycznej Króla Baudouina, której następczynią została otwarta w 2009 r. stacja Princess Elizabeth. Ale to już inne historie…

Anna Janicka

Źródła:

i.pl, ciekawostki historyczne.pl, polarpedia.ee, demorgen.be, mas.be, vrt.be

Facebook
Verified by MonsterInsights