Dzieci pytają Ambasadora – jedyny taki wywiad!

with Brak komentarzy
Czas czytania: 8 minut

Wywiad z panem Rafałem Siemianowskim, Ambasadorem RP w Brukseli 

W sobotę, 28 maja uczniowie Instytutu Języka i Kultury Polskiej im. Polskich Lotników w Gandawie mieli zaszczyt spotkać się z panem Rafałem Siemianowskim, który od 20 listopada 2021 roku pełni funkcję Ambasadora RP w Królestwie Belgii.
Niecodzienny wywiad w wyjątkowym miejscu był niezwykłą inspirującą lekcją dla każdego z uczniów. 

Rafał Siemianowski, ur. 25 października 1980 roku w Opolu. Ukończył studia w zakresie stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim, absolwent Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, a także IESE Business School w Barcelonie. Stypendysta Fundacji Edukacyjnej Jana Karskiego na Georgetown University w Waszyngtonie

Odbywał praktyki m.in. w ambasadzie RP w Bernie, prefekturze Departamentu La Manche we Francji oraz w Dyrekcji Generalnej ds. Stosunków Zewnętrznych Komisji Europejskiej. 

Pracował w Urzędzie Marszałkowskim Woje-wództwa Opolskiego. W latach 2006-2012 i 2015-2021 zatrudniony w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów od stanowiska gł. specjalisty po zastępcę Szefa KPRM. W latach 2012-2015 radca ds. politycznych oraz współpracy naukowej i akademickiej w Ambasadzie RP w Londynie. Był także członkiem rady Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej. Od 20 listopada 2021 r. Ambasador RP w Królestwie Belgii 

Dzień dobry, Panie Ambasadorze. Dziękujemy, że zgodził się Pan na wywiad z nami. Jesteśmy zaszczyceni i trochę onieśmieleni spotkaniem z prawdziwym Ambasadorem w prawdziwych salonach Ambasady. Mamy wiele pytań i jesteśmy bardzo ciekawi Pana odpowiedzi. 

Zaczniemy od najważniejszego pytania. Kim jest Ambasador i co należy do jego obowiązków? 

Ambasador jest przedstawicielem danego państwa w innym państwie. Ja jestem przedstawicielem Polski w Królestwie Belgii. Reprezentuję Polskę jako kraj, będąc przedstawicielem polskiego rządu w Belgii. 

Urzędują natomiast w Brukseli jeszcze dwaj ambasadorowie reprezentujący Polskę przy organizacjach międzynarodowych – Ambasador RP przy Unii Europejskiej i Ambasador RP przy NATO. 

Moim zasadniczym obowiązkiem jest reprezentowanie naszego kraju. Przedstawiam stanowisko rządu polskiego w różnych sprawach władzom belgijskim. 

Na przykład teraz, kiedy państwa – w związku z wojną w Ukrainie – ustalają wspólne stanowisko wobec Rosji, ja, jako przedstawiciel Polski, rozmawiam z przedstawicielami Belgii, żeby się dowiedzieć, co na ten temat myślą. 

Moim ważnym zadaniem jest także promowanie polskiej gospodarki, czyli pomaganie polskim przedsiębiorcom mającym swoje firmy na terenie Belgii, a także zachęcanie belgijskich inwestorów, by rozwijali swoją działalność w Polsce. 

Do moich obowiązków należy też promowanie polskiej kultury, sztuki, nauki.

Bardzo ważnym i zarazem niezwykle przyjemnym aspektem mojej pracy jest współpraca z belgijską Polonią, polegająca m.in. na wspieraniu polskich stowarzyszeń, także organizacji edukacyjnych, jaką jest między innymi wasz Instytut. 

Co trzeba zrobić, żeby zostać ambasadorem i ile lat trwają przygotowania?

Bezpośrednie przygotowania trwają kilka miesięcy przed przyjazdem do danego kraju. Mają miejsce odpowiednie szkolenia, by między innymi jak najlepiej poznać kraj, do którego się wyjeżdża. Oczywiście ukończenie studiów, w moim przypadku są to stosunki międzynarodowe, jest niezbędne do sprawowania funkcji ambasadora. 

Przyszły ambasador musi zostać zaakceptowany w Polsce przez trzy organy: ministra spraw zagranicznych, premiera i prezydenta. Ostatecznie prezydent podpisuje listy uwierzytelniające, czyli listy potwierdzające, że dana osoba jest ambasadorem. Są one wystawiane przez głowę danego państwa i przedkładane głowie państwa, do którego jest się wysłanym, w moim przypadku królowi Belgów. 

Czy lubi pan być ambasadorem i co sprawia panu największą przyjemność? 

Bardzo lubię swoją pracę, największą przyjemność sprawia mi spotykanie się i rozmowa z ludźmi. Praca ambasadora w dużym stopniu polega właśnie na reprezentowaniu własnego państwa na spotkaniach z przedstawicielami innych krajów. 

Jednym z moich najważniejszych spotkań było przekazanie listów uwierzytelniających królowi Belgów, Filipowi. Uroczystość miała miejsce w Pałacu Królewskim. Był to wielki zaszczyt i okazja do kilkunastominutowej rozmowy z królem. 

Panie Ambasadorze, wiemy, że w Anglii po nowego ambasadora, który ma przekazać głowie państwa list uwierzytelniający przyjeżdża królewska karoca lub królewska limuzyna. Czy w Belgii też jest taki zwyczaj? 

Pracowałem w polskiej Ambasadzie w Londynie przez 3 lata i potwierdzam, że w Wielkiej Brytanii można na taką uroczystość pojechać królewską karocą. W Belgii ceremonia wręczania listów uwierzytelniających jest także rozbudowana. Do Pałacu Królewskiego pojechałem wysłaną przez dwór króla limuzyną w eskorcie policyjnych motocyklistów na sygnale. Przy wejściu towarzyszył mi orszak ubranych w historyczne stroje żołnierzy na koniach. 

Różnica między Belgią a Wielką Brytanią jest taka, że w Londynie można na uroczystość zabrać członków rodziny. W Belgii jest to niemożliwe, gdyż spotkanie traktowane jest jako służbowe. Ambasador może zabrać ze sobą maksymalnie trzech współpracowników. 

Co jest największą trudnością w byciu ambasadorem? 

Ambasador musi również wypełniać obowiązki poza godzinami pracy, popołudniami, wieczorami czy w weekendy, gdyż wtedy odbywają się często wydarzenia polonijne. Największym problemem jest znalezienie czasu na życie rodzinne i na własne zainteresowania. To jest największe wyzwanie. Staram się dlatego uczestniczyć w różnych wydarzeniach, jeśli to tylko możliwe, z rodziną: żoną i córką. I tak na przykład w ostatnią sobotę byliśmy razem na paradzie olbrzymów w Leuven. 

Jak wygląda zwykły dzień ambasadora? 

Rano odwożę córkę do szkoły. Potem zaczynam pracę. Moja praca to spotkania z ludźmi, w tym oczywiście ze współpracownikami w ambasadzie, ale to także w dużym stopniu praca przed komputerem. Jesteśmy w ciągłym kontakcie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych w Warszawie, któremu przekazujemy różne informacje. Interesuję się oczywiście też tym, co dzieje się w Belgii, muszę być na bieżąco z wydarzeniami politycznymi i gospodarczymi. Spotykam się z politykami, dyplomatami, dziennikarzami, działaczami polonijnymi, a także z przedstawicielami instytucji religijnych, organizacji gospodarczych czy ze sportowcami, jak np. z mieszkającym od lat w Belgii panem Włodzimierzem Lubańskim z okazji jego 75. urodzin. Ambasador zobowiązany jest do udziału w świętach narodowych Polski, Belgii oraz innych państw. Są też dni, kiedy wyjeżdżam poza Brukselę – do Antwerpii, Gandawy, Brugii czy Leuven. 

Jak pan spędza czas wolny, jakie ma pan hobby? 

Jeżeli chodzi o moje hobby, to lubię czytać książki dotyczące historii Polski lub Europy, ale niestety brak wolnego czasu powoduje, że ich stos do przeczytania ciągle rośnie. Lubię też spędzać czas z córką, Obecnie odkrywamy uroki ogródkowego badmintona. Prawie każdą wolną chwilę wykorzystujemy na nasze rozgrywki. 

Kto wygrywa? Pan, czy córka? 

Córka robi tak szybkie postępy, że pewnie niebawem mnie prześcignie. Niedawno zapytała, czy są w Brukseli zajęcia z badmintona, więc sądzę, że jej się ta dyscyplina bardzo podoba. 

Czy ambasador zawsze nosi garnitur? Czy lubi pan taki strój? 

Dobrze czuję się w garniturze. Moja szafa zdominowana jest właśnie przez garnitury. To prosty, klasyczny strój, niewymagający wielkiej fantazji. Niestety, kiedy zdarza się, że spotkanie wymaga mniej oficjalnego stroju, wtedy mam mały kłopot i zawsze proszę o pomoc żonę, która potrafi doskonale doradzić. 

Strój ambasadora musi być dostosowany do sytuacji. Określa to bardzo szczegółowo protokół dyplomatyczny i etykieta. Niektóre wydarzenia wymagają mniej, niektóre bardziej oficjalnego stroju. 

Przytoczę tutaj krótką historię. Moja córka nie wierzyła, że będę jechał do prawdziwego króla – myślała, że jest to wymyślona historia. Gdy jednak wieczorem, dzień przed ceremonią złożenia listów uwierzytelniających przymierzałem obowiązkowy frak (tzw. white tie – najbardziej elegancji ubiór męski), moja córka zaniemówiła i… uwierzyła. 

To są właśnie te wydarzenia, które wymagają włożenia konkretnego stroju. 

Jakie zna pan języki? 

Znam angielski i francuski. Belgia składa się z części francuskojęzycznej i niderlandzkojęzycznej, ale większość spotkań dyplomatycznych i biznesowych w Brukseli odbywa się w języku angielskim. 

Przekazując listy uwierzytelniające w jakim języku zwracał się pan do króla? 

Z królem rozmawiałem po angielsku. Wcześniej musiałem zadeklarować preferowany język. Do wyboru były trzy: francuski angielski i niderlandzki. Można również wybrać inny język, ale wówczas konieczna jest obecność tłumacza. 

Panie Ambasadorze, jaka była pana pierwsza praca? 

Kiedy skończyłem studia, pracowałem jako dziennikarz w telewizji regionalnej w Opolu. Razem z operatorem kamery jeździliśmy po Opolu i nagrywaliśmy materiały z ciekawych wydarzeń. 

Czy jako student pracował pan? 

Moje pierwsze doświadczenie dyplomatyczne miało miejsce właśnie podczas wakacji po drugim roku studiów. Wówczas odbyłem miesięczny staż w Ambasadzie RP w Szwajcarii. Bardzo mi się podobało. 

Moja pierwsza praca, praca dziennikarza na dłuższą metę mi nie odpowiadała, wolę bardziej uporządkowane zajęcie. Dziennikarz zupełnie nie wie, co w danym dniu będzie robił, czy będzie relacjonował jakiś wypadek samochodowy, czy rozmawiał z prezydentem miasta. Mając już jakieś doświadczenie z pracy studenckiej, mogłem porównać i wybrać to, co mi bardziej odpowiada. Praca ambasadora jest bardziej przewidywalna i uporządkowana. 

Czy ma pan zwierzę domowe? 

Nie mam, choć moja córka bardzo chciałaby mieć domowe zwierzątko, ale ja jestem alergikiem. 

Czy ambasador jada specjalne posiłki, czy gotuje dla pana kucharz? 

W domu oczywiście gotujemy sobie sami, zaczynając od śniadania, na które zazwyczaj jadamy z córką płatki z mlekiem. 

Owszem, jest w ambasadzie kucharz, który przygotowuje posiłki na różne przyjęcia, koncerty czy oficjalne spotkania. 

Czy ma pan specjalnie ułożone menu? 

Nie mam specjalnego menu. Staram się poznać kuchnię danego kraju, w którym przebywam. Obecnie przekonuję się do owoców morza, które w Belgii są doskonałe. 

Jako ambasada staramy się promować – w ramach tzw. dyplomacji kulinarnej – również polskie jedzenie, takie jak pierogi lub bigos. Ciekawe jest, że podczas szkolenia przygotowującego do pracy w ambasadzie sygnalizowano, żeby nie podawać czerwonego barszczu. 

Czy dlatego, że można się nim pobrudzić? 

Pobrudzić się można wszystkim (śmiech), ale ta zupa jest mało znana na Zachodzie, ma bardzo intensywny czerwony kolor i może się różnie kojarzyć, na przykład z krwią. Z drugiej strony staramy się promować nadal bardzo mało znane za granicą polskie wina, które często podajemy do posiłków w ambasadzie. 

Czy często wraca pan w rodzinne strony? 

Staram się jak najczęściej. Belgia ma ten plus, że jeśli zaistnieje potrzeba, można szybko się przemieścić do Warszawy. Natomiast jeśli mówimy o pracy polskich ambasadorów, pamiętajmy, że są ambasady ulokowane bardzo daleko od Polski. 

A teraz zagadka dla was: W jakim kraju znajduje się najbardziej oddalona od Polski Ambasada RP?
Gabriel: Ambasada RP w Nowej Zelandii.

Tak, Nowa Zelandia. Zatem polski ambasador w Nowej Zelandii, Australii czy gdzieś w Ameryce Południowej nie może tak szybko i łatwo dojechać do domu. 

Czy dużo pan podróżuje? Jaki jest pana ulubiony kraj i gdzie się panu najbardziej podoba? 

Obecnie dużo podróżuję po Belgii, nawet wczoraj byłem w okolicach Liège, gdzie zwiedzałem groty i zamek. Ale najbardziej podobały mi się wakacje na Wyspach Kanaryjskich. 

Panie Ambasadorze, jak czuje się pan w Belgii? Co było największym szokiem kulturowym, kiedy obejmował pan funkcję ambasadora? Co pana zdziwiło, a co pozytywnie zaskoczyło? 

Kiedy pracowałem w Kancelarii Premiera w Warszawie, dużo spraw prywatnych mogłem załatwiać wieczorami. Moją ulubioną porą zakupów była godzina 21.00-22.00. Nie przypominam sobie, abym u fryzjera w Polsce był wcześniej niż o godzinie 20.00. W Belgii o tej porze wszystko jest już zamknięte. Musiałem się dostosować i trochę przemodelować życie. Bardzo pozytywnie natomiast zaskoczyło mnie zachowanie kierowców na drogach, którzy jeżdżą znacznie spokojniej niż w Warszawie. Myślę, że kierowcy w Polsce mogliby brać przykład z kierowców jeżdżących w Belgii. 

Co pan sądzi o naszym pomyśle, aby co roku na Dzień Dziecka, rolę ambasadora przejęło dziecko polonijne? 

Bardzo ciekawy pomysł, choć oficjalnie nie jest to możliwe, ponieważ na tę funkcję powołuje prezydent.
Możemy jednak pomyśleć o jakiejś innej atrakcji. To jest bardzo ciekawe pytanie i należałoby je przemyśleć. Będziemy w kontakcie, by je doprecyzować, gdyż uważam, że taka aktywność dzieci jest bardzo ważna. 

Do jakiej szkoły chodzi pana córka? 

Moja córka chodzi do szkoły belgijskiej, francuskojęzycznej w Brukseli. W jej klasie nie ma polskich dzieci, więc bardzo szybko przyswaja francuski. W środy natomiast chodzi do polskiej szkoły. 

Jak pan długo jeszcze zostanie Belgii? 

Zwyczajowo misja ambasadora trwa 4 lata. Może być skrócona lub wydłużona. To zależy oczywiście od różnych okoliczności. 

Czy marzy pan o wyjeździe na jakąś ulubioną placówkę? 

Na pewno chciałbym pracować gdzieś w Europie, a jeśli gdzieś dalej, to tylko na wakacyjne wyjazdy. 

Czy ambasador serfuje? 

Nie. Teraz natomiast częściej widuje się ambasadorów ubranych inaczej niż w stroje oficjalne, np. na sportowo. Może ja też sobie powinienem to wziąć do serca. Jako ambasador staram się podejmować inicjatywy ukierunkowane na sport, stąd też będziemy, jako ambasada, współorganizatorami kolejnej edycji biegu Polish Run w Brukseli. 

Czy na co dzień pracuje pan w tym budynku? 

Teraz znajdujemy się w starym budynku ambasady, ja na co dzień pracuję w innym miejscu, niedaleko stąd. W tym budynku raczej odbywają się koncerty i inne wydarzenia. Przed wojną obecny budynek również służył polskim dyplomatom. W 1925 roku, jako państwo polskie nabyliśmy tę kamienicę i od tego czasu jest to nasza własność. W tej sali odbywają się koncerty, jak widzicie, tam stoi fortepian. Są trzy obrazy, na których widnieją ważne postaci, na jednym jest Joachim Lelewel, przez wiele lat mieszkający w Brukseli. 

Jakim autem jeździ ambasador? 

Służbowe auto to Volvo. 

Czy jedzie pan na wakacje do Polski? 

Tak. Urlop będę spędzał nad polskim morzem. 

Jaka jest pańska ulubiona potrawa? A jakie ulubione danie belgijskie?

Lubię bigos. 

Przekonuję się do owoców morza. Bardzo lubię flamandzkie danie: gulasz na piwie „Genstse stoverij” oraz belgijskie czekoladki. 

Czy ma pan Tik Toka? 

Nie mam Tik Toka. Mam konto na Facebooku. A jako ambasada, jak na razie, jesteśmy na Facebooku i Twitterze, ale mamy świadomość, że zachodzą zmiany w mediach społecznościowych, które trzeba brać pod uwagę. 

Panie Ambasadorze, dziękujemy za ciepłe przyjęcie w Ambasadzie i odpowiedzi na nasze pytania. Życzymy sukcesów i jak najwięcej radosnych chwil w Belgii.

Uczniowie Instytutu Języka i Kultury Polskiej im. Polskich Lotników w Gandawie

Facebook