W Belgii rozpoczyna się kampania „Tournée Minérale”, czyli miesiąc trzeźwości. Złośliwi twierdzą, że wybrano tu na niego luty, bo jest najkrótszy. Alkohol, a zwłaszcza piwo jest częścią belgijskiej kultury ze wszystkimi tego konsekwencjami. Niestety również takimi jak wsiadanie za kierownicę pod wpływem, bezmyślność i elastyczna mentalność prowadząca do tragedii.
Ostatni weekend listopada 2024 r., noc z piątku na sobotę. Na obwodnicy Antwerpii oldtimer porsche z impetem wpada w lawetę z osłoną energochłonną. Obsługujący lawetę odnosi lekkie obrażenia, kierowca porsche w stanie ciężkim trafia do szpitala. Nazajutrz jego twarz widać w mediach jeszcze częściej niż zazwyczaj. To Tom Waes, najpopularniejszy flamandzki prezenter, a także producent, reżyser, aktor, a okazjonalnie wokalista, autor takich szlagierów jak „Dos cervezas por favor” czy jego sequel „Dva vodka spasiba”.
W oczekiwaniu na wieści ze szpitala, media analizują warunki na mokrej jezdni i bezpieczeństwo zabytkowego pojazdu. Z czasem nieśmiało stawiają pytania o wyniki badania krwi, obowiązkowego przy poważnych wypadkach. Odpowiedź otrzymują od samego Waesa, który wydaje komunikat o tym, że wypił zdecydowanie za dużo, a okoliczności zdarzenia w ogóle nie pamięta. W tym samym czasie w sieci pojawia się nagranie, na którym celebryta zatacza się i wychyla szklankę piwa.
W Belgii alkohol jest wszechobecny, a incydenty z osobami publicznymi w rolach głównych to niewyczerpana żyła złota dla tutejszych mediów.
***
Antybohaterem najbardziej spektakularnego zdarzenia był pewien pierwszoligowy piłkarz, który w 2023 r. przy prędkości 140 km/h odbił się od ronda, przeleciał kilkadziesiąt metrów nad ziemią i na wysokości pierwszego piętra przebił ścianę pobliskiej hali sportowej. Jeszcze kilka minut wcześniej na sali ćwiczyły dzieci, a kierowca, który zaskakująco szybko doszedł do siebie, przyznał, że faktycznie wypił „sześć, może siedem ginów z tonikiem”.
Jeszcze parę przykładów z ostatnich dwóch lat, choć nie związanych z karambolami, to jednak ilustrujących skalę patologii: urodzinowi goście byłego ministra sprawiedliwości Vincenta Van Quickenborne obsikali stacjonujący pod jego rezydencją radiowóz, prominentny polityk Nowego Sojuszu Flamandzkiego Theo Francken w ten sam sposób podlał klomb w centrum Brukseli, lider flamandzkich socjalistów Conner Rousseau podczas przedłużającego się posiedzenia w pubie chamsko i rasistowsko ubliżał Romom.
Gdy żenada wyszła na jaw, Francken tłumaczył się, że „też jest tylko człowiekiem”, Rousseau, że to taka „pijacka gadka”. Ostatnie wybory udowodniły, że obaj cieszą się niezmienną popularnością w kraju, którego kultura piwna znajduje się na liście niematerialnego dziedzictwa UNESCO, gdzie nieodłącznym elementem juniorskiej ligi piłkarskiej w niedzielne poranki jest piwkowanie rodziców w kantynie przy boisku, gdzie topowe restauracje przygotowują mniejsze kieliszki dla osoby wyznaczonej na kierowcę, ale tych kieliszków i tak jest za dużo.
Przy powszechnej normalizacji picia nie dziwi, że gdy towarzystwo żegna opuszczającego knajpę chwiejnym krokiem kompana, to prędzej ostrzeże go przed policyjnymi kontrolami niż zabierze mu kluczyki. A kontrole złapały ostatnio jeszcze młodszych kolegów Toma Waesa z flamandzkiej telewizji publicznej – Zitę Wauters i Rubena Van Guchta. Oboje przekroczyli dozwolone 0,5 promila (odpowiadające 0,22 mg/l w wydychanym powietrzu).
***
Gandawa, niedzielne przedpołudnie 25 lutego 2024 r. W peleton kolarzy-amatorów na pełnej prędkości wjeżdża samochód z przeciwległego pasa. Dwóch rowerzystów ginie na miejscu. Kierowca ma 3 promile alkoholu we krwi, na koncie już cztery wyroki za jazdę po pijaku i zakaz prowadzenia pojazdów.
Codziennie w Belgii dochodzi do 13 wypadków z udziałem pijanych kierowców i z ofiarami rannymi lub śmiertelnymi. Ich sprawcy mają średnio 1,7 promila alkoholu we krwi, odpowiadające 8-10 „pintjes”, ćwierćlitrowym szklankom zwykłego piwa. Łącznie na 200 kierowców na belgijskich drogach trzech jest pod wpływem.
Mimo że według ostatnich statystyk Belgia plasuje się poniżej średniej unijnej pod względem liczby ofiar śmiertelnych w ruchu drogowym (43 na milion mieszkańców przy średniej 46), a badania dotyczące pijanych kierowców trudno porównywać ze względu na rozbieżne metodologie, to jednak kraj ten wybija się w kilku zestawieniach.
W zeszłorocznej ankiecie E-Survey of Road Users’ Attitudes (ESRA) blisko co czwarty Belg przyznał, że w przeciągu ostatniego miesiąca najprawdopodobniej wypił za dużo, by legalnie prowadzić samochód (a i tak to zrobił). Bardziej rozbrajająco szczerzy byli jedynie Luksemburczycy oraz Islandczycy.
Absolutnymi mistrzami kierownicy i tolerancji na alkohol okazują się Belgowie, gdy zapytać ich o zdolność do prowadzenia, gdy są „trochę pijani” albo gdy skonsumowali „dużo, np. butelkę wina”. W pierwszej sytuacji twierdząco odpowiada tu 9,3 proc., a w drugiej 5,7 proc. osób. Średnia europejska to odpowiednio 4,4 i 2,9 proc.
***
Letnia noc z soboty na niedzielę 11 sierpnia 2024 r. Na autostradzie, na wysokości Ruddervoorde we Flandrii Zachodniej jedno auto najeżdża od tyłu na drugie, obydwa dachują i lądują w rowie. W tym pierwszym ginie ośmiolatka i jej rodzice, z tego drugiego wychodzi zamroczony recydywista. Z przesłuchaniem trzeba zaczekać aż wytrzeźwieje, to jego 15 wykroczenie, choć akurat w momencie tragedii miał ważne prawo jazdy.
Obecny belgijski system kar nie działa. Jeden na ośmiu kierowców, którzy po wypadku wydmuchują nadmiar alkoholu, ma już na koncie wcześniejsze wypadki z poszkodowanymi. Państwo wydaje się jednak nadzwyczaj wyrozumiałe. Przykładowo przyłapanie kogoś na prowadzeniu pod wpływem (czyli powyżej 0,5 promila) trzykrotnie w ciągu dwóch lat nie jest rejestrowane jako recydywa i kierowcy mogą gromadzić takie wykroczenia w nieskończoność.
Dzisiaj od pół promila alkoholu we krwi traci się prawo jazdy na trzy do sześciu godzin i płaci mandat od stu kilkudziesięciu do – teoretycznie – dwóch tysięcy euro. Od 1,6 promila w górę o karze decyduje już na rozprawie sąd, ale prawo jazdy traci się często na nie więcej niż minimalne 15 dni. Nieco surowiej prawo traktuje najmłodszych kierowców, ale już konfiskaty auta, tak jak to ma od niedawna miejsce w Polsce, nie przewiduje. Więzienie zasądzane jest sporadycznie.
***
Wrzesień 2023 r., środek nocy, środek Brukseli. 24-letnia Romane Pontello wraca do domu elektryczną hulajnogą, gdy najpierw trafia na szybę, później pod koła samochodu, który nawet nie próbuje hamować. U kierowcy stwierdzono 1,9 promila, a w aucie znaleziono butelkę wódki domowej produkcji. W październiku 2024 r. rodzice Romane złożyli petycję o włączenie „zabójstwa w ruchu drogowym” do kodeksu karnego, dzisiaj przewidującego tylko nieumyślne spowodowanie śmierci. Zmiana mentalności wymaga zmiany prawa, nowej kwalifikacji przestępstw i surowszych sankcji.
Belgijski Instytut Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego VIAS od lat prowadzi kampanię na rzecz zerowej tolerancji dla alkoholu wśród kierowców. Przy obecnym limicie pół promila w zasadzie można prowadzić po dwóch małych piwach. Ale to właśnie umowność „w zasadzie” i „prawie” daje niebezpieczną swobodę interpretacji i zachęca do ułomnej alkoholowej matematyki. Podczas organizowanych przez VIAS kursów dla delikwentów uczestnicy proszeni są m.in. o nalanie standardowej lampki wina. Okazuje się wtedy, że standardy to kwestia bardzo indywidulana. Swoją drogą osoby, które przeszły „kurs doskonalenia jazdy” wykazują 40 proc. mniej szans na ponowne wykroczenie.
Mimo że we wspomnianym badaniu ESRA prawie 60 proc. Belgów opowiedziało się za obniżeniem dopuszczalnego stężenia alkoholu u kierowców do zera (lub do 0,2 promila), to w krajowym parlamencie wciąż takiej większości brakuje. Aktualne stanowiska partyjne rozkładają się w sposób niezupełnie zbieżny z bliskością światopoglądową. Przeciw zaostrzeniu przepisów opowiadają się konserwatyści, skrajna prawica, chadecy-centryści, flamandzcy liberałowie i walońscy socjaliści; za zmianą występują komuniści, Zieloni, flamandzcy socjaliści i walońscy liberałowie.
Wciąż nie udaje się wprowadzić prawa jazdy z systemem punktowym, który usprawniłby odławianie recydywistów i który jest stosowany w większości państw Unii Europejskiej. Podczas minionej kadencji na przeszkodzie do wprowadzenia tego rozwiązania stanęli akurat francuskojęzyczni socjaliści oraz liberałowie, w wielu innych kwestiach swoi zażarci wrogowie.
Sędziowie trybunałów policyjnych, które w Belgii rozpatrują przestępstwa w ruchu drogowym, postulują natomiast wzmożenie kontroli, bo obecnie przychodzi kierującym dmuchać średnio raz na 58 tys. przejechanych kilometrów. Ale czy budowanie świadomości nie powinno doprowadzić raczej do wniosku, że „nie piję i nie jadę, aby nie zabić”, a nie „aby nie zostać złapanym”? Zresztą w badaniu ESRA Belgowie wypadają tuż powyżej średniej europejskiej, jeśli chodzi o częstotliwość kontroli trzeźwości.
Ci sami sędziowie od kilku lat mają teoretycznie obowiązek zasądzania blokady alkoholowej dla kierowców z wynikiem od 1,8 promila w górę. Alternatywą jest utrata prawa jazdy i spora część skazanych w praktyce to właśnie wybiera ze względu na wysokie koszty instalacji urządzenia. Urządzenia, które nie jest w pełni szczelne, bo przecież zawsze można poprosić kogoś życzliwego o dmuchnięcie w ustnik lub rozpocząć konsumpcję dopiero po uruchomieniu auta. Obecnie jeździ po Belgii około tysiąca pojazdów z blokadą, ale ich montaż zajmuje z reguły ponad pół roku od ogłoszenia wyroku, co wydajności też nie służy.
Po niedawnym śmiertelnym wypadku spowodowanym przez pijanego, który już od 2021 r. powinien jeździć z blokadą lub nie jeździć w ogóle, VIAS zaczął kontemplować jeszcze inną technologię. Cyfrowe prawo jazdy lub karta z chipem, które w połączeniu ze smartfonem umożliwiałyby odpalenie silnika to jednak zdecydowanie melodia przyszłości.
***
Nieodległa przyszłość do 2030 r., ma przynieść zmniejszenie o połowę liczby śmiertelnych ofiar wypadków, bo takie są założenia pierwszego etapu unijnego planu „All for zero”. Do połowy obecnego stulecia ma takich ofiar nie być już w ogóle. Równolegle powinny spadać czynniki ryzyka, czyli również odsetek belgijskich kierowców pod wpływem. Nadzieję można czerpać z tego, że, globalnie rzecz ujmując, ciężkich wypadków jest w Belgii coraz mniej oraz z tego, że w najmłodszej kategorii wiekowej po alkohol sięga wyraźnie mniej osób. Zastępują go innymi używkami, ale to już temat na osobne opowiadanie.
Maciej Bochajczuk
Maciej Bochajczuk mieszka w Belgii od 2010 r. Jest autorem bloga „A w Belgii” (facebook.com/awbelgii) oraz niezależnym dziennikarzem publikującym m.in. w serwisie Euractiv.pl oraz „Gazecie Wyborczej”.