Mieszkam w Belgii już ósmy rok, a ciągle nie może mi się w głowie pomieścić, że w szkole można dostać tyle wsparcia i pomocy dla ucznia, także dorosłego ucznia i to ucznia w jakiś sposób niepełnosprawnego.
W Polsce można było czasem trafić na jakąś dobrą duszę, która pomogła, poradziła, ale to były małe (choć dla matki i tak wielkie) inicjatywy prywatnych osób, dobrych wrażliwych nauczycieli.
We Flandrii fantastyczne jest to, że tu szkoła pomaga z urzędu. Wiadomo, raz ta pomoc przynosi lepsze efekty, raz gorsze i nie zawsze człowiek jest usatysfakcjonowany, ale najważniejsze, że – uczeń, rodzic – nie pozostaje sam ze wszystkim.
Ta pandemia narobiła wiele zamieszania w szkołach. Wszystko jest o wiele trudniejsze i bardziej zagmatwane, niż wcześniej, ale tego nikomu nie trzeba tłumaczyć. I tak dobrze, że we Flandrii dzieci do szkoły przynajmniej mogły chodzić cały rok. Na głupich albo i głupszych zasadach, ale większość miała lekcje stacjonarne.
Nasze szkoły nie tylko uczą w czasie pandemii, ale też działają intensywnie na innych płaszczyznach. Kilka tygodni temu dostałam zaproszenie na zebranie online dotyczące mojej Najstarszej i jej przyszłości.
Przypomnę tu dla porządku, że Najstarsza jest aktualnie w 5 klasie szkoły średniej zawodowej o kierunku moda. W zeszłym roku skończyła 18 lat, czyli nie podlega już obowiązkowi szkolnemu (w dowolnej chwili może zrezygnować z nauki).
W zeszłym roku otrzymała też atest Spektrum Autyzmu, co pozwala jej oficjalnie korzystać z IAC (individueel aangepast curriculum), czyli uczyć się w normalnej szkole wg dopasowanego do jej potrzeb programu nauczania, korzystać z dodatkowej pomocy i wsparcia. Inaczej musiałaby chodzić do szkoły specjalnej BuSO, bo od pewnego momentu nie radziła sobie z podstawowymi wymaganiami, nawet mimo wielu ułatwień i pomocy dodatkowej.
Ona jest bardzo inteligentna i ma niesamowite talenty artystyczne, manualne, czy sprawnościowe. Jest najlepsza w klasie np. z angielskiego, z matmy, wf, szycia i projektowania, ale ma problemy z m.in. działaniem w grupie, tempem pracy i językiem niderlandzkim.
Od pewnego czasu intensywnie zastanawia się nad zakończeniem nauki, bo kierunek moda, mimo że ma do niego predyspozycje i talent, zaczął jej się nudzić. A może zwyczajnie nie chce jej się już chodzić do szkoły, może jest już zmęczona tymi wszystkimi doświadczeniami, przejściami, badaniami no i pandemią, której już zdrowi ludzie mają dość, a co dopiero ludzie z problemami zdrowotnymi.
Nie wiemy, co jej tak naprawdę doradzać, bo co w takich patologicznych czasach możesz dziecku doradzić? Nawet zdrowemu i w pełni sprawnemu trudno by było dziś doradzać, a co dopiero trochę autystycznemu.
Mówię, co myślę i co czuję, czyli że fajnie jakby chodziła jeszcze do szkoły, bo zawsze czegoś się tam nauczy i dopóki chodzi do szkoły, nie musi się stawać dorosła i odpowiedzialna, nie musi chodzić do pracy i o nic się martwić.
Ale dziś już wiem, jak źle się może skończyć chodzenie do budy na siłę. Zatem jak ma dość, uszami jej szkoła wychodzi, to może zakończyć to wszystko. Może zostać w domu i tyle…
Nauczyciele i dyrektor szkoły jednak nie odpuszczają. Próbują zrobić wszystko, byle tylko Nasza Najstarsza została w szkole. Bo – jak podkreślają za każdym razem – takie ma ogromne talenty, że grzech by było je zmarnować na jakimś sprzątaniu czy innej podobnej pracy.
Kilka tygodni temu zaproszono mnie na zebranie online, by omówić tę sprawę, by coś razem zdecydować, a przede wszystkim by Najstarszą i mnie przekonać do niepoddawania się walkowerem.
Był na tym zebraniu dyrektor, była mentorka, była asystentka Najstarszej (ondersteuner – babka, która przyjeżdża do szkoły czasem pomaga jej np. w lekcjach, w ogarnięciu szkolnych spraw itp.), była babka z CLB (poradnia szkolna) no i w końcu babka z VDAB czyli flamandzkiego biura pracy.
Wszyscy próbowali nas przekonać, że będą nas wspierać i pomagać w znalezieniu stażu dla Najstarszej i/lub pracy. O ile jednak sobie takiej pomocy życzymy. Babka z biura pracy obiecała zorganizować spotkania informacyjne umożliwiające nam zapoznanie się z możliwościami oficjalnej pomocy i wsparcia oraz rynkiem pracy jako takim z uwzględnieniem potrzeb, możliwości i ograniczeń naszej Córki.
Byłam tym jak najbardziej zainteresowana. Wkrótce zostałam zaproszona na spotkanie stacjonarne. Owo zebranie odbyło się w szkole Najstarszej. Było to bardzo oficjalne spotkanie, o wiele ważniejszym statusie niż jakaś tam zwykła wywiadówka czy rozmowa z dyrektorem.
Bowiem, jak powiedział dyrektor, sprawa dotyczy dziś tylko naszej córki, ale informacje zdobyte podczas tego zebrania oraz nawiązanie współpracy z pewnymi instytucjami, jest też ważne dla szkoły w przyszłości, dla innych uczniów.
Na zebraniu znowu było sporo ludzi. Tym razem oprócz babki z VDAB przyjechała też kobitka z GTB. To instytucja, która pomaga w poszukiwaniu pracy ludziom z ograniczeniami, niepełnosprawnością, a także ludziom, którzy np. wiele lat przepracowali w jednym zawodzie, ale nagle są zmuszeni szukać innej pracy (choćby ze względów zdrowotnych).
Te obie instytucje współpracują ze sobą, ale też z jeszcze innymi organizacjami i urzędami. Prowadzą poszczególne osoby indywidualnie, organizują im kursy i szkolenia, znajdują miejsca pracy, w których dodatkowo informują kierownictwo o potrzebach i ograniczeniach danej osoby.
Osoba – jak powiedziała ta pani – może się sprawdzić w różnych zawodach. Gdy nie odnajdzie się w pierwszym miejscu, próbuje w następnym i następnym. Najpierw jednak przeprowadzają wywiad z kandydatem, by dowiedzieć się o zainteresowaniach, umiejętnościach, czego nie toleruje, a czego chce spróbować. Czasem nawet jadą pierwszy raz z tą osobą autobusem z miejsca zamieszkania do miejsca pracy, by pokazać drogę. I temu podobne rzeczy.
Oczywiście w teorii brzmi to zachęcająco i pięknie, ale nie wiadomo póki co, jak to działa w praktyce. No i jaką pracę znajdą. Na pewno warto spróbować.
Opowiadam o tym dlatego, że ludzie na moim blogu czasem czegoś szukają, czasem nawet znajdują to, czego szukali, albo znajdą wskazówkę, gdzie mają szukać i do kogo pukać. Wiem, bo niektórym chce się czasem napisać o tym w mailu.
Na tym spotkaniu dowiedziałam się też trochę ciekawostek i mniej lub bardziej przydatnych informacji. Na przykład że słynny belgijski hipermarket na wieść, że ktoś chodził do szkoły specjalnej, od razu mówi „nie” nawet nie zainteresowawszy się możliwościami kandydata. Jak dotąd nie przyjął ani jednej osoby z BuSO.
Poznałam też opinie na temat innych belgijskich sieci sklepów. W jednej z nich belferki myślą pytać o staż dla naszej Najstarszej. Inną z kolei odradzały krzycząc wręcz, żeby nawet nie próbować, bo fatalnie traktują tam ludzi i w ogóle masakra. Ich uczniowie tak złe doświadczenia mieli.
Były też poruszane tematy związane z finansami, z uzyskaniem zasiłków, z prawem do rodzinnego. To zbyt skomplikowane abym sama wszystko była w stanie ogarnąć rozumem, zwłaszcza że znów wygrywa papierologia.
Dziesiątki atestów, zaświadczeń, badań, spotkań z lekarzami orzecznikami, czekanie do odpowiedniego wieku, by dostać np. 300€ zasiłku miesięcznie w wieku 21 lat, czy coś w ten deseń. Ale i to dobrze wiedzieć, bo i z tym przyjdzie się zmierzyć.
Dowiedziałam się ponadto, że nie trzeba przedstawiać w pracy żadnego zaświadczenia od doktora na temat autyzmu, a wystarczy poinformować pracodawcę o swoich ograniczeniach, preferencjach i możliwościach (samemu czy przez GTB).
Jednak dokument oficjalny może zdecydowanie ułatwić przyjęcie do pracy, bo wiąże się z pieniążkami dla pracodawcy za zatrudnienie niepełnosprawnego. Załatwienie takiego dokumentu to oczywiście też papierologia, która nie wiadomo, czy się opłaca, bo może mieć też inne konsekwencje. Ot, nie każdy chce być traktowany jak niepełnosprawny umysłowo…
Zbadałam też, czy nie ma przeciwwskazań do zrobienia prawa jazdy przez autystyka. Okazuje się, że można sobie załatwić ułatwienia na egzaminie teoretycznym i poprosić o zdawanie egzaminu w innym miejscu niż zwykle (autystycy się łatwo rozpraszają). Dobrze wiedzieć. Babka powiedziała, że sami musimy ocenić, czy Młode nadają się do jazdy i że to na własne ryzyko. No i to chciałam wiedzieć.
W końcu kazali się Najstarszej ostatecznie zdecydować, czy będzie kontynuować naukę w przyszłym roku, czy to jej ostatni rok. W pierwszym wypadku będą jej szukać miejsca na staż, w drugim wypadku pani z GTB założy jej dossier i rozpocznie procedurę szukania pracy.
Zdecydowała się kontynuować naukę, bo „głupio teraz rezygnować”, skoro oni tak się starają i proszą, by chodziła dalej do szkoły. Jestem za. Przypomniałam jej jednak, że przerwać naukę może w każdej chwili, gdy uzna, że tego chce. My poprzemy każdą jej decyzję.
Te rozmowy trochę dodały mi otuchy i sił. Samemu człowiek jest w sytuacji, z której nie może znaleźć wyjścia, a już szczególnie w tej nowej chorej rzeczywistości. Nieoceniona jest pomoc ze strony ludzi, którzy wiedzą, do jakich drzwi zapukać i którzy mają siłę przebicia dzięki instytucji, jaką reprezentują.
Trzeba korzystać, dopóki chcą nasze dziecko wspierać. Im więcej się nauczymy, tym lepiej. Informacje i doświadczenia przydadzą się też przy wyprowadzaniu kolejnych dzieci w dorosłość. Zresztą ogólnie nie ma czegoś takiego jak nadmiar wiedzy. Nigdy nie wiesz, co ci się w życiu może przydać.
Magdalena B-P
Belgia nasz nowy dom