Czy z dnia na dzień można stać się osobą znaną i rozpoznawalną? – Można. Trzeba tylko trafić na odpowiedni moment, mieć pomysł i trochę szczęścia. Talent i pracowitość – niekoniecznie. Jeśli się uda, dotychczasowe życie całkowicie się zmieni. Nie wiadomo, czy na lepsze, czy na gorsze, ale z pewnością nie będzie już takie samo.
Czasy, w których żyjemy, diametralnie różnią się od tych sprzed choćby 15–20 lat. Wtedy na sławę trzeba było sobie zapracować. Teraz „gwiazd”, których nazwiska nikomu nic nie mówią, jest coraz więcej. Pojawiają się znikąd i szybko znikają. No, może nie wszystkie, ale większość z nich.
Wielu młodych ludzi marzy o sławie, dużych pieniądzach, błysku fleszy, zainteresowaniu mediów, uwielbieniu fanów, dlatego zrobią (prawie) wszystko, żeby osiągnąć cel. Pół biedy, gdy mamy do czynienia z kimś, kto potrafi poprawnie wysłowić się po polsku (o angielskim nie wspomnę), kto stworzył dobry kanał na YouTube, kto coś wie i coś potrafi. Gorzej, gdy gwiazdą zostaje osoba, która wzięła kąpiel w sosie chili…
Modę na „gwiazdorskość” w narodzie rozpoczęły przed laty programy typu talent show, które z założenia miały wyłuskiwać i promować talenty. I sporo utalentowanych ludzi się zgłaszało. Z biegiem czasu jednak zmieniły się priorytety i kryteria. Producenci zaczęli sięgać nie po osoby utalentowane, ale po te wnoszące do programu aspekt wesołości, komizmu, a nawet dziwaczności lub sensacji. Po ludzi, którzy niekoniecznie byli warci uwagi, ale publiczność ich zaakceptowała, a kamera pokochała. Coraz więcej scen było wyreżyserowanych, coraz mniej autentycznych.
Dzisiaj, żeby dotrzeć do ludzi, wystarczy smartfon i dostęp do internetu. Nagrać i zamieścić materiał w sieci może każdy. Tematyka? Im dziwniejsza, tym lepsza. Wrzuca się filmik na stronę i czeka. Jeśli zostanie się zauważonym – pierwszy krok zrobiony. Trzeba pójść za ciosem i nakręcić kilka kolejnych filmików. Jeżeli szczęście znowu dopisze, indywidualni odbiorcy i media zauważą, docenią, kliknięć będzie coraz więcej, a kariera nabierze rozpędu.
Zaczną się zaproszenia do stacji telewizyjnych i wywiady. Jedna wypowiedź, druga, a potem – jak z rękawa – posypią się propozycje udziału w popularnych programach o bardzo – co istotne – zróżnicowanej tematyce. W jednej telewizji jako ekspert od jazdy na rolkach, w drugiej od tańca, w trzeciej od gotowania, w czwartej od śpiewania… Ba! Może nawet o polityce uda się porozmawiać. Wszystko zależy od determinacji gwiazdo-celebryty.
Co dalej? Z biegiem czasu zainteresowanie mija. W sieci ludzie szybko się nudzą i jeszcze szybciej zapominają. Ciągle chcą czegoś nowego. Prędzej czy później nadejdzie dzień, w którym internet zapomni – chociaż nic w nim nie ginie. Szybki i łatwy dostęp do wszelkich treści umieszczonych w sieci sprawia, że coraz trudniej zainteresować czymś przeciętnego odbiorcę.
Czy powrócą czasy, kiedy mianem „gwiazdy” określano ludzi zdolnych, pracowitych, obdarzonych talentem? Nie wiem. Ludzie dla sławy zrobią wiele. Teraz próg wejścia w „celebryckość” jest tak niski, że praktycznie każdy może go przekroczyć. Szkoda tylko, że dla sławy ludzie tracą zdrowy rozsądek, a czasem i zdrowie.
Aleksandra Dobiecka