Czy można kochać za bardzo? Za mocno? Zbyt intensywnie? Czy można być w miłości zbyt oddanym i ofiarnym? Część z Państwa pewnie odpowie, że jak kocha to na amen, na całego albo na zabój. No właśnie….tylko czy taka miłość na zabój jest dojrzała i zdrowa? Czy wyrzeczenie się siebie i wszystkiego, co dla nas w życiu istotne i ważne, w imię miłości, uczyni nas spełnionymi i szczęśliwymi? Cóż, bardzo w to wątpię.
Skłonność do „kochania za bardzo” z pominięciem siebe samego nie jest przypadkowa i nieprzypadkowym osobom się przytrafia. Często dotyczy tych z nas, którzy w dzieciństwie byli pozbawieni szczerej troski i wsparcia, a którzy próbują „odrobić” to w dwójnasób w dorosłym życiu pełniąc rolę piastunek i opiekunów dla swoich partnerów. Takie osoby panicznie boją się opuszczenia i zrobią wszystko, aby ich związek przetrwał, nawet, gdy dla obydwojga byłoby lepiej gdyby się rozstali. Są też osoby z niską samooceną, które nie wierzą w to, że może im się przytrafić prawdziwa miłość. Prawdziwa, czyli taka, gdzie można być całkowicie sobą i gdzie w imię trwania relacji nie trzeba się wyrzekać własnego ja. Chuchają więc i dmuchają na to co mają, a z reguły mają niewiele, bo po niewiele sięgają. Jak mieliby zresztą sięgnąć, skoro tak nisko się cenią. Przywykli do braku wzajemności próbują wciąż na nowo i żywią nadzieję. Ponieważ w dzieciństwie nie zaznali poczucia bezpieczeństwa swoją ogromną potrzebę panowania nad relacją i nad związkiem skrywaja pod maską bycia troskliwymi i pomocnymi. Kochających za bardzo pociągają zresztą często osoby określane mianem „trudnych” – niedostępne, zimne lub niestabilne emocjonalne, jednym słowem niedojrzałe do związku. Kochający biedzą się i trudzą jak tu zadowolić partnera, zamiast znaleźć sobie osobę pogodną, zrównoważoną, sympatyczną i wyraźnie nimi zainteresowaną. Często kopiują w ten sposób smutny klimat uczuciowy swojego dzieciństwa i dorastania brnąc w relacje z niewydarzonymi partnerami.
Drodzy nałogowcy miłości, niech Wam się zapali w głowie czerwona lampka, gdy zgodzicie się z kilkoma poniższymi punktami:
- Wychowywaliście się w domu dysfunkcyjnym, gdzie Wasze uczucia były lekceważone lub wręcz negowane z powodu alkoholu, kłótni, chłodu emocjonalnego, braku podstawowej troski i opieki nad Wami, czy też z powodu przemocy. Bezustanne napięcia i awantury sprawily, że z takim też wielkim napięciem i ogromnymi, niezaspokojonymi potrzebami emocjonalymi wchodzicie w dorosłe związki.
- Pozbawieni w dzieciństwie troski i wsparcia w dorosłym życiu staracie się być super cudownymi parnerami. Ciągnie Was nieustannie do osób potrzebujących, ponieważ Wy sami pragniecie czyjejś opieki i miłości.
- Nie udało Wam się zmienić zimnego rodzica lub rodziców w ciepłych i serdecznych dla Was opiekunów. W dorosłym życiu wybieracie sobie zatem osobę równie nieprzystępną i zimną jak rodzic (klimat znany Wam z dzieciństwa, który odtwarzacie) próbując dokonać cudu przemienienia tej osoby poprzez swoją miłość.
- Panicznie boicie się opuszczenia i zrobicie wszystko, aby Wasz związek przetrwał. Niezależnie od tego jaka będzie cena, którą przyjdzie Wam za to zapłacić.
- Poświęcacie się dla swojego partnera w każdy możliwy sposób. Zabezpieczacie jego potrzeby i pragnienia i wierzycie, że w ten sposób przekrztałcicie go w człowieka na miarę Waszych potrzeb. Sobie prędzej odmówicie, ale wobec partnera okażecie hojność i rozmach. Nawet jeśli partner jest niewdzięczny i zupełnie na to nie zasługuje.
- Przywykliście do braku odwzajemnienia Waszych uczuć. Do chłodu i zamrożenia emocjonalnego Waszego parnera. Inna osoba będąca na Waszym miejscu już dawno by z takiej relacji zrezygnowała. Ale nie Wy. Wy czekacie i żywycie nadzieję. Że kiedyś, że może, że za czas jakiś nastąpi spodziewany cud miłości. I niektórym faktycznie łatwiej jest czekać, aż partner się zmieni, niż zmienić samą siebie i własne życie.
- Pod maską bycia pomocnymi próbujecie całkowicie panować nad relacją. A dzieje się tak dlatego, że dziecko wychowane w rodzinie dysfunkcyjnej nie miało możliwości nie wpadać wciąż w panikę. W dorosłym życiu ma zatem wdrukowany przekaz, iż rodzina jest źródłem bezustannego zagrożenia i strachu, a nie bezpieczeństwa i ciepła. Stąd nadmierna troska, opieka, dmuchanie i chuchanie na związek w napięciu i oczekiwaniu czy przypadkiem nie dzieje się coś złego.
- Żyjecie raczej w świecie marzeń, a nie w rzeczywistej sytuacji. Bo kiedy kochamy za bardzo przebywamy w świecie iluzji, gdzie zamiast mężczyzny, który przynosi nam tyle cierpień i rozczarowań widzimy kogoś, kto na pewno będzie dla nas wspaniały i dobry jeśli tylko mu pomożemy, otoczymy naszą miłością i ofiarnością.
- Obsesyjne przywiązanie do parnera pozwala Wam uniknąć wewnętrznej pustki. Pozwala oddalić nudę, trwogę, gniew, czy życiowe zmartwienia. Przywiązujemy się do kogoś, bo nie chcemy zostać sami ze sobą i swoimi myślami „zażywając” związku jak leku na nasze wewnętrzne słabości i strachy.
- Osoby kochające za bardzo często popadają w depresję. Starając się depresji zapobiec fundują sobie relacje niepewne i zawiłe emocjonalnie, które zajmują ich serce i umysł. Skoncentrowanie bowiem na trudzie relacji pozwala im nie myśleć o sobie samych.
Miłość to najpiękniejsze, co się nam może w życiu przytrafić. Życzę jej każdemu, bo ostatecznie chyba tylko miłość na tym świecie ma sens. Wymaga jednak ona, jak wszystko inne w naszym życiu, pewnej dojrzałości i rozwagi emocjonalnej.
Aleksandra Szewczyk, psycholog