W czasach PRL Dzień Kobiet ustanowiono świętem państwowym. Podobnie jak: Dzień Czynu Partyjnego, Dzień Hutnika, Leśnika, Górnika, Chemika, Drukarza, Metalowca, Pracownika Komunalnego czy Dzień Pracownika Przemysłu Spożywczego. Komunistyczna władza troszczyła się o kobiety i aby dać temu wyraz, pod czujnym okiem PZPR – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, 8 marca panie były z urzędu hołubione a także zachęcane do przywoływania promiennego uśmiechu na zmęczonych szarą codziennością twarzach.
W całym kraju organizowano akademie „z okazji”i „ku czci” oraz spotkania z władzami na wszystkich szczeblach. Składano paniom wyrazy uznania i życzenia, wręczano odznaczenia i obdarowywano drobiazgami, które w tamtych czasach były trudno dostępne na rynku: rajstopami, mydełkami, książkami, ręcznikami, ścierkami kuchennymi, sztucznymi perłami z czeskiego „Jablonexu” a nawet nagrodami pieniężnymi. Bywały też bilety do kina i teatru. Szczytem marzeń były bombonierki, prawdziwa kawa i perfumowana woda „Pani Walewska”.
Święto Kobiet, jak inne święta narzucone przez komunistyczną władzę, było wykorzystywane propagandowo. Pokazywano uśmiechnięte i zadowolone z życia panie na poczcie, w szkole, w fabrykach, w przychodniach, czy milicjantki kierujące ruchem drogowym. Miało to pokazać, jak bardzo doceniane przez władze są kobiety, jak wielki jest ich wkład w budowanie ogólnonarodowego dobrobytu i socjalistycznej rodziny, oraz jak bardzo są z tego dumne.
Tak naprawdę w tamtych czasach panie nie miały dużo do powiedzenia. Nie było dyskusji na temat praw kobiet, nie było też kobiecych organizacji. Istniała wprawdzie Liga Kobiet Polskich, lecz była to organizacja podległa socjalistycznemu państwu i wytyczne do działania dostawała „z góry”. Koła Gospodyń Wiejskich też nie spełniały oczekiwań kobiet.
8 marca zdjęcia i reportaże dotyczące „kobiet pracujących miast i wsi” zajmowały eksponowane miejsca w gazetach oraz relacjach radiowych i telewizyjnych. Ubrane w robocze kombinezony, urzędnicze mundurki, z kielnią w ręku czy na traktorze, Towarzyszki sprawiały wrażenie osób szczęśliwych i docenionych przez szarmanckich panów – Towarzyszy i szczerze życzliwe inne panie – Towarzyszki.
Państwowa „wierchuszka” spotykała się z grupami wybranych pań, przodownicami pracy, aktywistkami, które wraz z wyrazami uznania otrzymywały odznaczenia państwowe, prezenty oraz bukiety kwiatów. Koniecznie trzeba było to uwiecznić na zdjęciu, co było częścią propagandy umacnianej przez Partię.
W całej Polsce odbywały się propagandowe akademie, apele i odczyty mające wychwalać zalety socjalistycznej czyli najlepszej gospodarki. Podkreślano w nich „wiodącą rolę” kobiet w państwowej gospodarce i społecznym życiu. Rozbrzmiewały przemówienia, recytacje wierszy oraz śpiew piosenek ku czci kobiet.
Święto i… po święcie
Po hucznym świętowaniu Dnia Kobiet w zakładzie pracy panie wracały do domu z bukietami kwiatów i upominkami. Na wyróżnione przez los szczęściary w progu mieszkania czekał uśmiechnięty małżonek, odbierał płaszcz i podawał kapcie. Kwiaty wstawiał do wazonu i prowadził małżonkę do pokoju, gdzie na talerzu schły wcześniej przygotowane dla niej kanapki, czasami kawa a nawet upominek.
Wreszcie posadzona przed telewizorem kobieta mogła odsapnąć i oglądać relacje z uroczystych obchodów 8 marca w całym kraju, do czego telewizja specjalnie się przygotowywała. Pokazywano kolejki mężczyzn przed kwiaciarniami czy w sklepach, gdzie wyjątkowo można było kupić drobne upominki.
Panowie, którzy najbardziej świętowali, wracali do domu późno, w stanie mocno wskazującym, trzymając w ręku zwiędły już goździk z asparagusem, zawinięty w celofan spięty szpilką. A potem długo leczyli kaca. Następnego dnia powracała szara peerelowska rzeczywistość.
Państwowy charakter Międzynarodowego Dnia Kobiet zniosła – co ciekawe – kobieta, premier Hanna Suchocka. Po 1989 r. święto straciło swój komunistyczny wydźwięk. Jednak tradycja przetrwała, ale już bez politycznych odniesień. Badania ankietowe wskazują, że nawet młodzi ludzie obchodzą je dzisiaj bardzo chętnie.
Malwina Komysz