Kolarska Belgia

with Brak komentarzy
Czas czytania: 5 minut

Rowery i rowerzystów można spotkać w Belgii na każdym kroku. Są nieodłącznym elementem krajobrazu i codziennego życia. Zaś kolarstwo jest bardzo popularną dyscypliną traktowaną jak sport narodowy.  

Rower w Belgii służy jako środek transportu do szkoły, do pracy i jako doskonały sposób na spędzanie wolnego czasu. Na rowerach jeżdżą uczniowie, studenci, matki i ojcowie wiozący swoje dzieci do przedszkola, listonosze i kurierzy z przesyłkami, eleganckie kobiety i przedsiębiorcy w garniturach.

Najmłodsi obcują z rowerem siedząc w fotelikach umocowanych na kierownicy przodem do kierunku jazdy. Często dzieci zajmują miejsca w specjalnych „taczkach” zamocowanych z przodu roweru.

Jazda na rowerze jest najtańszą i najszybszą formą przemieszczania się na krótszych dystansach. Rowery stoją w Belgii wszędzie, przypina się je do czego się da. Nikogo nie dziwią dwupoziomowe parkingi rowerowe, ani rowery stojące pod drzewami. Rowerzyści mają w tym kraju pozycję uprzywilejowaną, uważać na nich muszą zarówno kierowcy, jak i piesi. W razie zaistniałej kolizji z udziałem rowerzysty i kierowcy samochodu, winny na ogół bywa kierowca. Liczba wypadków z udziałem rowerzystów jest tu zdecydowanie mniejsza niż w Polsce, ale i tak stosunkowo duża. Ale o tym za chwilę.

Belgia posiada doskonałą sieć tras rowerowych, które łączą jedną miejscowość z drugą, ciągną się wzdłuż rzek, kanałów i gór. To nie tylko kilometry dobrze utrzymanych i oznakowanych dróg rowerowych, ale i niezbędne elementy drogowej infrastruktury, co sprzyja bezkolizyjnemu poruszaniu się rowerzystów. Dogodne warunki do jazdy zostały stworzone we wszystkich belgijskich miastach, szlaki rowerowe ciągną się przez cały kraj.

Jeśli nie ma osobnego, wyznaczonego dla rowerzystów pasa, ani ścieżki rowerowej, cykliści jeżdżą chodnikiem, na którym spotykają się z pieszymi. W takich sytuacjach potrzebny jest zdrowy rozsądek zarówno jednych, jak i drugich użytkowników chodnika, na którym są dzieci, rodzice, osoby starsze, rowerzyści i chyba tylko kultura jazdy, zakorzeniona w belgijskim społeczeństwie, sprawia, że to wszystko jakoś współdziała. Nie ma wyzwisk, bójek, popychania, wystarczy rowerowy dzwonek i pieszy się usuwa, aby zrobić miejsce dla roweru. Rowerzysta na jezdni przeszkadza kierowcom, na chodniku pieszym, ale Belgowie nauczyli się dawać sobie z tym radę. Nie brakuje oczywiście rowerowych „wariatów”, śmigających po chodniku z niedozwoloną prędkością, ale tak jest na całym świecie.

Wróćmy na chwilę do bezpieczeństwa rowerzystów. Liczba śmiertelnych wypadków z ich udziałem wzrasta. Często z winy cyklistów którzy, jak twierdzą kierowcy, ignorują zasady ruchu drogowego i zachowują się jak przysłowiowe „święte krowy”. Generalnie w Belgii (zwłaszcza we Flandrii gdzie wypadków z udziałem rowerzystów jest najwięcej), pracuje się nad wdrożeniem dodatkowych działań na rzecz poprawy ruchu drogowego i bezpieczeństwa rowerzystów oraz pieszych. Wprowadzone zostały ograniczenia prędkości w pobliżu szkół, cały czas trwają prace nad poprawą infrastruktury.

Rowerowe ciekawostki

  • 79 proc. belgijskich rodzin posiada co najmniej jeden rower. Przeciętna rodzina ma 2,4 rowery, co oznacza, że w tym kraju jest ponad 10 milionów jednośladów. Sporo, jak na niewielką Belgię.
  • Średnia cena zakupionego nowego roweru wynosi 287 euro.
  • 23 proc. Belgów, dojeżdżających do pracy samochodem, planuje z niego zrezygnować i przesiąść się na rower.
  • Liczba kradzieży rowerów rośnie, zwłaszcza we Flandrii, gdzie jazda na rowerze jest bardziej rozpowszechniona, niż w innych rejonach kraju.
  • W 13 proc. rodzin jeden z jej członków został ranny w wyniku wypadku na rowerze. 1/3 ofiar miała ponad 55 lat. Średnia kwota kosztów leczenia wynosiła 492 euro. Główną przyczyną wypadków była nadmierna prędkość.
  • Największa liczba stref rowerowych we Flandrii jest w Kortrijk. 74 ulice zmieniono na drogi rowerowe, na których rowerzyści mają pierwszeństwo. Ulice zostały oznakowane na czerwono. Samochody mogą z niej korzystać, ale muszą poruszać się na nich z maksymalną prędkością 30 km/godz.
  • Niezwykła ścieżka rowerowa, uważana za jedną z piękniejszych na świecie, znajduje się w Limburgii w parku Bokrijk. Wiedzie poprzez jezioro. Ścieżkę znaną jako „Fietsen door het water” otwarto w 2016 roku. Jest to długi (212 metrów) kanał zatopiony w wodzie. Rowerzyści wyglądają jakby „jechali przez wodę”. Wrażenie jest niesamowite.

Sport narodowy

Belgia to najsłynniejsze rowerowe wyścigi tzw. klasyki, to najwięcej mistrzów świata i ogromna miłość mieszkańców tego kraju do rowerowych wyścigów. Kolarstwo w Belgii wywodzi się z małych, lokalnych społecznościach i jest ściśle związane z tradycją, historią i kulturą tego kraju. Ludzie jeździli rowerem do fabryki, do kopalni, rower był nieodłączną częścią ich życia.

W niedziele, przy okazji lokalnych jarmarków, organizowano wyścigi kolarskie, kibicami byli sąsiedzi. Zawodnicy startowali na rynku, potem robili kółko za miastem, wracali na rynek, potem znowu kółko itd. Kilka kółek po 10-12 km. Zwycięzca pławił się w blasku chwały i zgarniał nagrodę.

Z biegiem czasu wyścigi kolarskie zaczęły nabierać coraz większego znaczenia i wyszły poza lokalne społeczności. Dla młodych ludzi była to szansa na wyrwanie się z biedy. Pierwsze klasyki – jednodniowe wyścigi powstały na przełomie XIX i XX wieku. Organizowały je gazety, aby zdobyć czytelników, włodarze mniejszych i większych miejscowości. Startowali w nich zawodowcy i amatorzy.

Zawody w Belgii mają prestiż, rozgrywane są od lat, a startują w nich najlepsi kolarze na świecie. Odbywa się tu kilka najsłynniejszych, najbardziej uznawanych w tym sporcie klasyków: Wyścig dookoła Flandrii (Ronde van Vlaanderen), Walońska Strzała (La Flèche Wallonne), czy Liege-Bastogne-Liege. Są jeszcze inne: Scheldeprijs, Gent-Vevelgem, Trzy dni De Panne, Omloop Het Nieuwsblad, Kuurne-Brussels-Kuurne, Brabantse Pijl. Są i mniejsze, czasem tego samego dnia odbywają się dwa, trzy wyścigi i to w promieniu kilku kilometrów.

Tylko trzech kolarzy wygrało wszystkie pięć najsłynniejszych wyścigów jednodniowych. Wszyscy trzej są Belgami, przy czym tylko Eddy Merckx zwyciężył w każdym, co najmniej dwukrotnie. Największe nazwiska w kolarstwie belgijskim, oprócz wspomnianego wcześniej Merckxa, który czterokrotnie wygrał Tour de France to: Peter Sagan, Philippe Gilbert, Tom Boonen, Greg Van Avermaet, Marc Janssens , Thomas De Gendt, Tim Wellens, Johan Museeuw, Filip Meirhaeghe, , Leif Hoste, Andrei Tchmil, Henri Hoevenaers, Wouter Weylandt, Frank Maertens, Lucien Van Impe.

Ronde van Vlaanderen

Jeden z najważniejszych klasyków nazywany jest „flandryjską pięknością”, „czyśćcem”, „drogą krzyżową”, i „wyścigiem królów”. Wyścig Dookoła Flandrii powstał w 1913 roku jako forma promocji sportowej gazety Sportwereld. Jest to wyścig dla kolarskich twardzieli, a zawodnicy mówią, że ściganie się w nim jest niemal jak wojna. Kolarze walczą z brzydką pogodą, źle poukładaną kostką brukową, wąskimi, krętymi drogami, jazdą od prawej do lewej.

Ronde van Vlaanderedn jest bardzo trudnym kolarskim wyzwaniem. Wygrać go może jedynie zawodnik dobrze jeżdżący po bruku, sprawnie podjeżdżający, wytrzymały i szybki. Tu rodziły się kolarskie legendy, tutaj najwięksi rowerowi twardziele przegrywali ze swoimi słabościami, dystansem, błotem, kurzem, deszczem i niesamowicie ciężką trasą.

Trasa De Ronde mierzy 270 kilometrów i rozpoczyna się w Antwerpii, skąd kolarze jadą w stronę Oudenaarde. Przejazd między tymi dwiema miejscowościami zawodnicy traktują jako rozgrzewkę. Walka rozpoczyna się na 119 kilometrze, gdy peleton wjeżdża na Oude-Kwaremont, pierwszy z siedemnastu hellingen. Są to szczyty poszczególnych pasm pagórków, na które prowadzą wąskie, w większości brukowane, bardzo strome i niebezpieczne drogi. Te niepozorne z wyglądu pagórki śnią się kolarzom po nocach.

Trudność w pokonywaniu hellingen nie polega na tym, że są to podjazdy szczególnie długie lub strome. Te niezwykle wąskie ścieżki, wybrukowane kocimi łbami, wymagają doskonałych umiejętności i niezwykłej koncentracji. Trzeba bez przerwy pedałować, nie można się zawahać, bo ponowne ruszenie pod górę po bruku graniczy z cudem. Zwłaszcza w czasie deszczu, który o tej porze roku jest we Flandrii na porządku dziennym. Niejednokrotnie stąd, nawet ci najlepsi kolarze, prowadzą swoje rowery pod górę, bo zrobili jeden błąd.

Lew z Flandrii

Flamandowie kochają Ronde van Vlaanderen. W dniu wyścigu od samego rana ustawiają się przy trasie tłumy kibiców, zagrzewających do walki zawodników i zawodniczki (od kilkunastu lat w wyścigu startują też kobiety, które do pokonania mają nieco krótszą, niespełna 160-kilometrową trasę).

Dla Flamandów Ronde van Vlaanderen, ma wymiar nie tylko sportowy. To wyraz dumy narodowej Flamandów. Belgijscy kolarze pochodzący z Flandrii nazywani bywają „lwami”. Podczas wyścigu Flandria jest udekorowana charakterystycznymi żółtymi flagami z symbolem czarnego lwa – herbu regionu. Lew powiewa na tysiącach flag widocznych przy trasach brukowanych wyścigów. Dla Flamandów De Ronde – jeden z najważniejszych wyścigów klasycznych na świecie – stał się namiastką ich własnej niepodległości, o którą przez lata walczyli.

Belgia to miłość do rowerów i kolarstwa, to największa liczba mistrzów świata w tej dyscyplinie i zwycięzców jednodniówek. Kolarstwo wyrosło w Belgii z tradycji jazdy na rowerze i lokalnych wyścigów. Do dziś ludzie jeżdżą tu na rowerze do pracy, do szkoły i coraz więcej z nich przesiada się z samochodu na rower.

Anna Janicka

Źródła:

sport.pl/kolarstwo, polskanarowery.sport.pl, polskieradio24.pl, xouted.com

Facebook