Doktor Mirosław Angielczyk – mężczyzna obdarzony talentem do ziół

with Brak komentarzy
Czas czytania: 9 minut

Spotkanie z osobowością

„Osobowość” jest terminem wieloznacznie rozumianym przez psychologów, a także różnorodnie definiowanym. „Osobowość” można najprościej określić jako zestaw elementów (funkcji) naszej psychiki i zachowań, poprzez które każda osoba różni się od innych. Jest to struktura, która reguluje i integruje relacje człowieka ze światem zewnętrznym. Osobowość w trakcie życia człowieka może ulegać zmianom, rozwija się w kontakcie z innymi ludźmi. To coś, co zachwyca w człowieku, to jego indywidualność, unikatowość.

Spotkanie z osobowością jest dla mnie wielkim wydarzeniem, możliwością doświadczenia drugiego człowieka. To zatrzymanie się przy człowieku. To spotkanie, które odsłania część prawdy o nim. Takie wydarzenie często sprawia, że pewne przekonania, które do tej pory były jednoznaczne, ogarniają wątpliwości. Zaczyna się nowe, coś nabiera innego sensu. Znajduję się w innej przestrzeni, w świecie drugiego człowieka. W świecie jego spostrzeżeń, myśli oraz interpretacji życiowych pojęć. W moim życiu miałam przyjemność poznać wielu ludzi, których historią i pasjami pragnę się z Wami podzielić. Są to historie, które inspirują, motywują, dają moc i energię do realizowania własnych koncepcji, pobudzają refleksje. W moim kolejnym felietonie z cyklu „Osobowość” chcę przedstawić doktora Mirosława Angielczyka. W mojej subiektywnej ocenie jest to człowiek sukcesu i wizjoner, choć sam nie myśli tak o osobie. Ten wytrwały i śmiały twórca stworzył firmę „Dary Natury”, która nie tylko sprzedaje swoje produkty na całym świecie, lecz także jest znana w świecie nauki. Przyczynia się do badań w obszarze zielarstwa, pomaga w odkrywaniu nowych zastosowań fitoterapeutycznych roślin leczniczych.

Terapie roślinne, czyli czym jest ziołolecznictwo?

Zielarstwo dostarcza roślinnych surowców dla ziołolecznictwa, a użytkowanie ziół sięga najdawniejszych czasów. W ostatnim czasie wyraźnie wzrasta zainteresowanie roślinami leczniczymi i jadalnymi oraz widoczne jest ich szerokie wykorzystywanie w lecznictwie, dietetyce i kosmetyce. W każdym z tych przypadków niezwykle ważne jest poznanie biologii, biochemii oraz aktywności biologicznej roślin i surowców roślinnych. Tu widoczny jest duży wkład firmy pana Mirosława Angielczyka. Mocna podbudowa naukowa stwarza możliwość pełnego wykorzystania ziół. Ziołolecznictwo jest przecież głównym komponentem wszystkich tradycyjnych systemów medycznych, przede wszystkim ze względu na niski koszt pozyskania surowców leczniczych oraz ich naturalne występowanie. Cieszę się, że terapie roślinne znajdują coraz szersze zastosowanie w życiu człowieka.

Życie pachnące ziołami

Życie doktora Mirosława Angielczyka to opowieść o sukcesie, o człowieku, który dzięki świadomemu działaniu ulepsza świat. To także opowieść o mężczyźnie, który ma śmiałość podążać za swoimi marzeniami, historia o liderze, który postanowił prowadzić życie, które sam wymyślił, czyli życie pachnące jego pasją – ziołami. Spotkałam się z twórcą firmy „Dary Natury” w jego ogrodzie botanicznym w Korycinach, położonym w jednym z najpiękniejszych zakątków Polski – Podlasiu, wśród ziół, które pokochał. Podczas rozmowy towarzyszyło mam piękne słońce i zapach suszonych ziół. Mocne i pewne siebie spojrzenie Mirosława Angielczyka wzbudziło moją ciekawość. Czy połączenie pasji i biznesu to recepta na szczęśliwe życie? Co takiego jest w ziołach, że doktor Mirosław Angielczyk postanowił poświęcić swój czas właśnie zielarstwu? Jak to się stało, że jego firma znajduje się w czołówce firm branży zielarskiej w Europie? W czym tkwi jego fenomen? Co chce po sobie pozostawić doktor Angielczyk? Co czuje, kiedy spaceruje po swoim ogrodzie botanicznym? Na co powinien przygotować się człowiek, który planuje zrealizować swoje biznesowe marzenia? Czym dla niego jest sukces? Jak to się stało, że dziś z jego wiedzy i kompetencji korzystają naukowcy i firmy z całego świata?

Wywiad z doktorem Mirosławem Angielczykiem

Pierwsze wspomnienia doktora Mirosława Angielczyka pochodzą z domu rodzinnego i właśnie tam na początku mojej rozmowy znalazłam się z panem doktorem. Zapraszam do zapoznania się z całą rozmową.

Pana osiągnięcia biznesowe są imponujące. Skąd ta miłość do ziół?

Są ludzie, którzy są obdarzeni różnymi talentami – do muzyki, do matematyki, do tańca, a ja zostałam obdarzony talentem do ziół. Talent do ziół mam w genach. Pierwszy kontakt z ziołami zawdzięczam mojej babci Józefie urodzonej w 1900 roku. Ona zbierała zioła, a także stosowała je na co dzień, tak jak ja była leworęczna. Miała dużą wiedzę na temat ziół, to była mądra kobieta. Jako uczeń technikum miałem obowiązek co tydzień przywieźć jej coś do czytania. Miała intuicję do ludzi. Moją babcię Józefę ziołami zafascynowała z kolei jej matka, czyli moja prababcia. Wielu ludzi żyjących na wsi w czasach mojego dzieciństwa zarobkowo zajmowało się zbieraniem ziół. Większość moich kolegów robiła to z przymusu rodziców, a ja o niczym innym nie marzyłem. Wyjście na łąkę czy do lasu było dla mnie wielkim wydarzeniem. Interesowało mnie dosłownie wszystko na temat ziół. Byłem głodny wiedzy o nich, nienasycony. Pociągała mnie również obyczajowość oraz symbolika ziół. Dawniej wierzono nie tylko w zdrowotną moc ziół, sądzono również, że mogą one zapewnić dobrobyt czy też chronić przed żywiołowymi klęskami. Kiedy miałem 12 lat, moja babcia uznała, że jestem gotowy, aby samodzielnie wybrać się do skupu ziół w mieście. Wziąłem więc dwie wielkie szmaciane torby wypełnione kłączem pięciornika kurze ziele, ruszyłem pieszo 3 km do przystanku autobusowego, a potem ponad 20 kilometrów do miasta. Dobrze pamiętam ten dzień, bramę pod którą stałem, czekając na otwarcie punktu skupu. Zarobiłem wtedy tyle, że było mnie stać na zakup aparatu fotograficznego oraz dwie książki o ziołach. Zioła stały się moją obsesją. Jako uczeń technikum rolniczego zająłem czołowe miejsce w krajowej olimpiadzie rolniczej i dzięki temu bez egzaminów dostałem się na studia. Wszystko miałem w jednym palcu, byłem doskonale przygotowany. Dostałem indeks Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Tam dalej pogłębiałem swoją wiedzę. Studiowałem na wydziale rolniczym, bo w tym kierunku warto było się rozwijać, ale wiedziałem, że na wydziale ogrodniczym była specjalizacja zielarstwo. Studenci zielarstwa część czasu spędzali na polach, na których były uprawiane zioła, ja znałem tylko te, które rosły naturalnie. Udawałem więc czasami studenta wydziału ogrodnictwa i w ten sposób zdobywałam wiedzę o kolejnych gatunkach roślin. W 1989 roku skończyłem uczelnię. Na tej samej uczelni obroniłem potem doktorat w zakresie wykorzystywania roślin w lecznictwie.

Zbudował Pan świetnie prosperującą firmę, której produkty pokochał cały świat. Jakie były tego początki?

Absolwenci uczelni, którą skończyłem mieli zasilać kadrę PGR-ów, tymczasem kiedy w 1989 roku kończyłem uczelnię, zaczęły się one rozpadać. Miałem możliwość pozostania na uczelni lub objęcia spokojnej posady w miejscowym urzędzie. Jako student dorywczo pracowałem fizycznie i często obserwowałem urzędników. Zaobserwowałem wtedy, że wielu z tych ludzi nudzi się w pracy, widziałem jak przed końcem pracy nerwowo zerkają na zegarki. Pomyślałem sobie wtedy, że praca zajmuje bardzo dużo czasu w życiu człowieka i że nie warto marnować tego czasu na pracę, której się nie lubi. Wiedziałem, że nie chcę tak żyć. Postanowiłem odwiedzić sklepy zielarskie w Warszawie, po rozmowie z właścicielami zauważyłem, że skarżą się na braki w ziołach, więc po prostu zapytałem – czy gdyby okazało się, że ktoś wam je dostarczy, kupicie? Usłyszałem: „Tak!”. Ja przecież dobrze znałem miejsca, w których rosną. Uważam więc, że kluczowym momentem w moim życiu była chwila, w której mogłem wybrać pomiędzy spokojną pracą na etacie a niepewnym przedsięwzięciem, jakim jest prowadzeniu własnego biznesu. Mimo oporu rodziny, zgodziłem się na ryzyko. Postanowiłem wrócić w rodzinne strony i założyć własną firmę. W dzień moich urodzin, 12 maja, w 1990 roku, wystartowałem z firmą „Dary Natury”. Początki nie były lekkie, wymagało to ode mnie i moich najbliższych dużego zaangażowania. Mała firma szybko przekształciła się jednak w prężnie działające przedsiębiorstwo. Dziś moja firma sprzedaje swoje produkty na cały świat, jest to kilkadziesiąt ton surowca zielarskiego. Autorem receptur wszystkich mieszanek leczniczych jestem ja – z dumą mówi Mirosław Angielczyk.

Miałam przyjemność zwiedzić pana ogród ziołowy. To cudowne doświadczenie i niezapomniana przygoda dla całej rodziny. Kiedy Pan, jego twórca, spaceruje po ogrodzie, co Pan czuje?

Zanim powstał mój ogród, myślałem o nim kilka lat. Kiedy jego wizja w moim umyśle była gotowa, ruszyłem do działania. Wiedziałem, jak dokładnie będzie wyglądać, jakie rośliny się w nim znajdą, jak będę go promować. Dziś do mojego ogrodu przyjeżdżają naukowcy i turyści z całego świata, uczą się w nim studenci. W moim ogrodzie botanicznym znajduje się około 1500 gatunków roślin, położonych na obszarze ponad 15 hektarów. W ogród inwestuję wiele pieniędzy. Wiem, że ziołolecznictwo ma przyszłość w Europie. Lubię zwiedzać inne ogrody, głównie takie, które mają 200 czy 300 lat. Wiek tych ogrodów można poznać po wielkich starych drzewach i specyficznym mikroklimacie. Mój ogród jest młody, ale kiedyś będą przechadzać się po nim przyszłe pokolenia. Przez wiele lat gromadziłem rośliny do mojego ogrodu, jestem z niego bardzo dumny. Mam wiele planów z nim związanych. Dobrze czuję się z myślą o ich realizacji. Lubię po nim spacerować, odpoczywam wtedy. Chciałbym, aby ogród w ciągu dwóch lat stał się miejscem edukacji, miejscem unikatowym w skali Europy. Marzy mi się, aby powstała w nim nowoczesna pracownia naukowa oraz oranżeria, w której będą rośliny z innych stref klimatycznych. Myślę też o muzeum zabobonu i medycyny ludowej, ponieważ jest to charakterystyczne dla regionu, w którym się wychowałem.

Jest Pan również autorem książki „Obrzędy i tradycje zielarskie regionu nadbużańskiego”. Co znajdą w niej czytelnicy?

W książce tej przekazałem czytelnikom informacje o starych obrządkach ludzi zamieszkujących okoliczne wsie nadbużańskie. Dziś mam wrażenie, że w szybko zmieniającym się świecie zatracają się tradycje i obrzędy, które kiedyś były niezwykle ważnym aspektem życia i łączyły ludzi. To było wielkie bogactwo. Uważam, że nadal warto je kultywować. Jest przy tym zaspokajana potrzeba przynależności, w pewnym sensie buduje się też tożsamość. Tożsamość ludzka jest połączona przecież ze świadomością własnego miejsca w społeczeństwie. Człowiek, który ją ma, zna swoje korzenie, szanuje członków grup, do których należy i swoją rodzinę, a przede wszystkim wie, kim jest. Jest bardziej bogaty wewnętrzne, co przekłada się na skuteczność w walce z przeciwnościami oraz daje szansę na szczęśliwe życie.

Jakie Pana zdaniem cechy i predyspozycje są kluczowe, aby odnieść sukces?

Często zastanawiam się, dlaczego tak jest, że niektórym udaje się coś osiągnąć, a innym nie. Ale cały czas nie mam jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Chętnie wracam do przysłowia „Nie święci garnki lepią”, rozumiem, że nie trzeba być wyjątkową osobą, aby coś osiągnąć. Trzeba w siebie i swoje marzenia uwierzyć, a potem wykonać pierwszy krok w celu realizacji swoich planów. Po drodze znajdzie się wiele osób, które powiedzą, że to się nie uda, że to bez sensu. Ważnym aspektem przy realizacji planów jest również postawa wobec pieniędzy, chodzi o to, aby nie być tylko na nich skupionym podczas drogi do wyznaczonego celu. Pieniądze często okazują się efektem ubocznym. Kiedy jesteśmy pochłonięci realizacją swojej wizji, pieniądze pojawiają się w najbardziej zaskakującym momencie. Wtedy okazuje się, że udało się nam coś osiągnąć, coś, co ma dużo większe znaczenie niż tylko aspekt ekonomiczny. Czasami mam plany, których w logiczny sposób nie mogę wytłumaczyć, po prostu czuję, że muszę to zrobić, widzę to w moim umyśle i po prostu to robię. Rzadko słucham innych ludzi, lubię podejmować samodzielne i odważne decyzje. Mam jeszcze dużo planów do zrealizowania i ciągle jestem nienasycony. Bezczynność mnie męczy. Dobrze jest mieć jasno określony cel i wielkie pragnienie, aby go osiągnąć. Mam wrażenie, że czasami ludzie wolą proste rozwiązania, boją się zmian, boją się oceny innych ludzi. Warto podjąć ryzyko i kształtować życie tak, jak sami tego chcemy. Sami odpowiadamy za swoje życie, mamy na ziemi do wykorzystania jakiś czas, a to, co zrobimy z tym darem, zależy głównie od nas samych. Myślę, że ważnym elementem w realizacji życiowych planów jest również wytrwałość.

Czym jest dla Pana sukces? Jak Pan go rozumie?

Ogólnie sukces przez wielu definiowany jest przez aspekt finansowy, a ja widzę to jako pozostawienie po sobie czegoś trwałego, czegoś, co posłuży ludziom, będzie przydatne innym pokoleniom. Cieszę się, że mogę przekazać młodym pokoleniom nie tylko wiedzę o ziołach, ale także o życiu polskiej wsi, o jej tradycjach i obyczajach. Nadal lubię czytać książki o ziołach z różnych części świata. Im więcej o nich wiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jak wiele jeszcze nie wiem. Zioła nadal mnie zaskakują, odkrywam nieznane dotąd właściwości ziół. Często wykorzystuję bardzo stare przypisy o ziołach, których nikt wcześniej nie weryfikował. Potencjał w przyrodzie jest ogromy, nie możemy o tym zapomnieć. Dla mnie moja praca jest czymś bardzo osobistym. Wiedza o ziołach dwieście lat temu była dość duża, to ważne aby korzystać z doświadczenia innych ludzi. Każdy z nas to przecież skarbnica wiedzy. Dziś posiadam obszerny księgozbiór z obszaru zielarstwa, którym chętnie się dzielę z innymi. Uwielbiam otaczać się młodymi ludźmi, w okresie wakacji często odwiedzają mnie studenci, którzy chcą pracować, jednoczenie ucząc się. Jeżeli widzę, że młody człowiek chce pracować, rozwijać się, to często stwarzam warunki do tego, aby mógł to realizować. Do sukcesu nie należy się spieszyć, trzeba być wytrwałym. Rośliny i natura nauczyły mnie cierpliwości. Mam nadzieję, że uda mi się pozostawić po sobie świat nieco lepszym oraz że dzięki temu, że istnieję, inni ludzie mogą mieć lepsze życie.

Plany na przyszłość, co jeszcze?

Jestem coraz bardziej śmiały w moich wizjach. Nadal będę wzmacniać markę mojej firmy. Konkurencja w branży zielarskiej jest coraz większa. W Polsce bardziej propagowane są środki farmaceutyczne, w Japonii natomiast propaguje się środki ziołowe, aby nie chorować. Natura ma wiele do zaoferowania, wystarczy po to sięgnąć. Moje pieniądze inwestuję w nowe przedsięwzięcia, nie pozwalam im siedzieć w miejscu. Chciałbym, aby powstało tu nowoczesne laboratorium, dzięki któremu będziemy mogli sprawdzać jakość ziół, to, ile zawierają związków mineralnych, witamin. To pozwoli nam układać mieszanki zaspokające potrzeby kolejnych klientów. Mam nadzieję, że moja firma zajmie się produkcją ekologicznych kosmetyków. W zastosowaniu zewnętrznym zioła też mają wiele do zaoferowania. Coraz częściej myślę również o napisaniu książki, w której będę bazować na wiedzy zbadanej, jak i na autentycznej wiedzy zasłyszanej oraz moim osobistym stosunku do ziół. Jestem ekspertem i badaczem, więc uważam, że to po części mój obowiązek, aby przekazać moją wiedzę do dalszy badań naukowych.

Magia i bogactwo „Ziołowego Zakątka”

Doktor Mirosław Angielczyk przez cały czas rozwija swoje gospodarstwo o nazwie „Ziołowy Zakątek”. Znalazłam w nim: ośrodek edukacji przyrodniczej, domek różany, galerię rzeźby w kamieniu, zielarnię, zabytkowy kościół, salę mikroskopową, szałas bimbrownika, bibliotekę zielarską, ogród biblijny, ziołowe spa, plac zabaw dla dzieci, basen i jadalnię z pysznym jedzeniem charakterystycznym dla Podlasia i wiele innych atrakcji. Goście „Ziołowego Zakątka” mogą też odwiedzić zagrodę ze zwierzętami hodowlanymi. Miejsce to daje możliwość przenocowania w pięknych, zabytkowych budynkach. Myślę, że aby doświadczyć wszystkich atrakcji tego miejsca, trzeba tam spędzić kilka dni. Są takie miejsca na świecie, które mają szczególną moc. „Ziołowy Zakątek” jest połączeniem natury z wierzeniami, z tradycjami, które rezonują w jakiś niewytłumaczalny sposób. To miejsce, w którym czas płynie wolno. Czułam tam niesamowity spokój i bliskość z naturą. Zakocham się w ogrodzie doktora Mirosława Angielczyka, z pewnością jeszcze tam wrócę.

Człowiek – unikat, który zachwyca

Istnieje takie przekonanie, że wartościowy człowiek to ten „co daje siebie innym”. Z całą pewnością doktor Mirosław Agnielczyk to człowiek, dzięki któremu świat staje się lepszy. To mężczyzna, którego osobowość zachwyca i zaraża nadzieją. Każdy z nas jest wyjątkowy, jest unikatem, właścicielem zróżnicowanych cech i predyspozycji. Niezwykle cenna jest ta różnorodność. Pięknie ujął to w swojej wypowiedzi Pan Mirosław Angielczyk: „[…] są ludzie, którzy są obdarzeni różnymi talentami – do muzyki, do matematyki, do tańca, a ja zostałem obdarzony talentem do ziół”. Jednak nie każdy z nas ma odwagę sięgnąć po to, co nam w duszy gra. Często niezrealizowane marzenia, talenty umierają razem z nami. Życzę wam, aby każdy z was miał możliwość odkrycia talentu jaki w was drzemie oraz odwagi, aby za nim podążać.

Mój felieton chcę zakończyć cytatem, który wyryty na drewnianej tablicy wita gości „Ziołowego zakątka”, „Każde zioło podarowane człowiekowi to zamknięta księga mądrości, trzeba tylko ją otworzyć przestudiować i tę mądrość w życiu zastosować” – ks. Jan Twardowski.

Maria Monika Młodzianowska

 

Facebook