Rozprawienie się z tendencją do oceniania, krytykowania, do bezrefleksyjnego szufladkowania i zazdroszczenia innym to spory wysiłek.

 Tym większy, że jako naród wyjątkowo jesteśmy w tej materii utalentowani. Albo mamy wygórowane poczucie krzywdy hołdując roszczeniowej postawie, że coś nam się od życia należy, albo wręcz przeciwnie – pielęgnujemy w sobie niską samoocenę i niezasługiwanie, co rodzi szereg frustracji i generuje negatywne nastawienie do życia. I tak zwykle wpadamy na przemian raz w jedną, raz w drugą pułapkę myślenia, nie zauważając i nie doceniając tego, co od losu otrzymujemy.

Roszczeniowość i oczekiwania nie pozwalają nam bowiem widzieć tego, co się naprawdę w naszym życiu dzieje. Dostrzegamy jedynie, że nie jest tak, jak sobie wymarzyliśmy, że nasz partner miał być inny, a nie jest, że nasze oczekiwania nie zostały spełnione, że coś miało być, miało się zdarzyć, a się nie zdarzyło i można by tak wymieniać bez końca. Pewne rzeczy są i będą w naszym życiu niespełnione. I im wcześniej się z tym pogodzimy, tym lepsze będzie nasze życie. Nie jest szczególnie miłe się z tym doświadczeniem skonfrontować, ale za to jest prawdziwe i uczciwe w stosunku do samego siebie.

Z krytykanctwa, z wiecznego poczucia niezadowolenia, zazdrości i złorzeczenia nic dla nas dobrego nie wynika. Ani nas to nie buduje, ani nie sprawi, że będziemy szczęśliwsi. Bo to za doświadczaniem wdzięczności idą witalność, zainteresowanie życiem i poczucie spełnienia. Wyrażanie wdzięczności za to, co mamy, sprawia, że nasze życie robi się bardziej przejrzyste i klarowne, że ma jakiś głębszy sens. Wdzięczność pozwala docenić hojność wszechświata oraz, co niezwykle istotne, dostrzec własną w nim sprawczość.

Pomaga też wydobyć się z syndromu ofiary, czyli przestać uważać się za kogoś wyłącznie i nadzwyczajnie pokrzywdzonego. Nie unieważniając krzywd, pokazuje tę stronę naszego istnienia, za którą możemy być wdzięczni. Sprawia, że umiemy dostrzec duże i te całkiem maleńkie przejawy życia, których doświadczamy każdego dnia mimo trudności, kłopotów i stresu. Nie oceniając, nie złorzecząc na świat, los i ludzi mamy ogromną szansę odkryć, że może zupełnie niepotrzebnie dzielimy życie na dobre i złe okresy, bo zazwyczaj to złe, co nam się w życiu przydarza, okazuje się z perspektywy czasu wartościowe dla naszego rozwoju i rozumienia, o co w życiu chodzi.

Jak często wraz z upływającym czasem przychodzi refleksja, że jesteśmy wdzięczni nie tylko za to, co dobre i miłe, ale też za ból i traumatyczne przeżycia, które doprowadziły nas do momentu, w którym znajdujemy się dzisiaj, które w taki lub inny sposób nas ukształtowały, które zmusiły nas do wykształcenia często unikalnych umiejętności jak wyjątkowa zaradność, niezłomność charakteru czy odwaga i wola przetrwania w każdych, także tych najbardziej karkołomnych okolicznościach losu.

Dla jakości naszego życia bardzo ważna jest wdzięczność duchowa i odrobina wewnętrznej pokory. To rodzaj umowy społecznej, w wyniku której zachowujemy się w stosunku do siebie nawzajem przyzwoicie, bo inaczej ten świat byłby nie do wytrzymania. I tak, jeśli ktoś zrobi coś dla mnie, to ja mu dziękuję. A jeśli ja zrobię coś dobrego dla kogoś, to ta osoba mi dziękuje. Wyrażamy w ten sposób wzajemną wdzięczność i szacunek.

Dzieciństwo i traumatyczne przeżycia u niektórych bywają tak straszne, że choć oko wykol, trudno w takiej przeszłości znaleźć coś dobrego. Dobro można jednak dostrzec w innych ludziach, niekoniecznie tych najbliższych. I za to warto wyrazić wdzięczność. Za to, że w morzu zła i cierpienia znalazło się kilka kropel dobra. Dobra, które – jeśli damy mu szansę – poniesie nas emocjonalnie do góry. Wysyłamy w ten sposób światu komunikat pt. „jest dobrze”, a jemu nie pozostaje nic innego, jak na nasz komunikat odpowiedzieć tym samym.

Wdzięczność to w największym skrócie odpowiedź na dobro, które nas spotyka. To serdeczność wobec naszego dobroczyńcy lub dobrego losu, który się do nas uśmiechnął. To jeden z najpiękniejszych i najszczerszych stanów psychicznych, potęgujący się w miarę, jak go doświadczamy. Uczy nas miłości i rozwija wewnętrznie. Nie da się go wymusić, nie pojawia się też za każdym razem, kiedy coś otrzymujemy, ale wtedy, kiedy czujemy, że zostaliśmy obdarowani z dobroci serca.

Starajmy się ze wszystkich sił doceniać to, co mamy, nawet tak wydawałoby się oczywiste kwestie jak dach nad głową czy jedzenie. Bo one są oczywiste (i z powodu swej oczywistości na co dzień niezauważane) dla tego, kto je ma, a absolutnie bezcenne i upragnione dla tego, kto doświadcza ich braku.

Odczuwanie wdzięczności może nas wyprowadzić z labiryntu używek, narkotyków czy wirtualnej rzeczywistości. Trzeba w praktykowanie wdzięczności włożyć sporo pracy, ale warto ją wykonać, wszystkie bowiem psychiczne i duchowe drogi na skróty prędzej czy później kończą się stanami depresyjnymi. Wdzięczność umożliwia nam wzmocnienie duszy jasną stroną istnienia. A przecież każdy z nas bez wyjątku tej jasnej strony potrzebuje.

Praktykować wdzięczność można na wiele sposobów. Jedni prowadzą dzienniczki wdzięczności, inni wyliczają w myślach przed snem wszystkie piękne chwile z mijającego dnia, jeszcze inni wyrażają wdzięczność w modlitwie lub w czasie medytacji. Ważne jest jednak, aby wdzięczność praktykować, aby się w niej ćwiczyć i doskonalić. Być systematycznym i uważnym w dostrzeganiu dobra, które nam się przydarza. Bo z wdzięcznością jest jak z ćwiczeniem mięśni. Aby była w dobrej kondycji trzeba ją utrzymywać w dobrej formie i stale nad nią pracować.

Każdego ranka budzę się z wdzięcznością za to, co podarował mi los, za to, że jestem tym, kim jestem (mimo burz i huraganów) i całkiem siebie lubię, choć kiedyś tak nie było, że mam poczucie wewnętrznego spokoju i zgody na życie takie, jakim ono jest, bez specjalnego koloryzowania i nadbudowywania barokowej otoczki.

Jestem wdzięczna za to, że jest mi ciepło, że nie jestem głodna i że mogę sobie pozwolić na zakup wymarzonych książek, które czytam pasjami. Za to, że wykonuję profesję, którą kocham i która daje mi bardzo wiele satysfakcji i poczucia spełnienia w życiu. I za to, że mogę doświadczać codziennych malutkich szczęść w postaci pięknych drzew za oknem, pachnącej kawy czy wysłuchania rozwojowego podcastu.

Jestem wdzięczna za wszystko, co dał mi los. Także za trudy życia, których doświadczyłam, za porażki, złe wybory, nieudane relacje, za ciężką chorobę i wszystkie przykre konsekwencje, które ze sobą niesie. Nigdy nie skarżyłam się na los i na to, że inni mają lepiej. Bo przecież nie wiem, jak naprawdę mają.

A Ty? Za co jesteś dzisiaj wdzięczna/wdzięczny?

Aleksandra Szewczyk, psycholog