Nic o nas bez nas. Rozmowa z polskimi kandydatkami w belgijskich wyborach samorządowych.

with No Comments
Czas czytania: 7 minut

Rozmowa z polskimi kandydatkami w belgijskich wyborach samorządowych.

Od lewej: Małgorzata Zgnilec, Joanna Kamińska, Magdalena Ewa Waldhaus, Mira Gajewska

Maciej Bochajczuk: Co czują Panie, gdy widzą swoje nazwisko na liście wyborczej w Belgii? I jaka droga zaprowadziła Panie na te listy?

Mira Gajewska: Kandydowanie to tylko i wyłącznie mój wybór. Sześć lat temu zostałam zaproszona do polityki przez kandydata na burmistrza Antwerpii, a zarekomendowana przez dyrektorkę Szkoły Polskiej w Antwerpii, ale sama zdecydowałam, że chcę się zaangażować. W Belgii mieszkam od 35 lat, tyle też działam w biznesie i pewnie z tego względu bliski jest mi liberalny system wartości. Mimo że dla flamandzkiej partii liberalnej trwa akurat trudny okres, to wierzę w obronę interesu przedsiębiorców, małych i dużych firm. Mam poczucie, że mogę coś zrobić dla społeczeństwa, pomóc, również Polakom tu mieszkającym. Wydaje mi się, że w polityce otwiera się przestrzeń na to, by „nasza” Belgia czy „nasza” Flandria stała się bardziej przyjazna.

Joanna Kamińska: Fajnie jest zobaczyć swoje nazwisko na liście z dwóch powodów. Po pierwsze tych polskich nazwisk wciąż jest bardzo mało, a tak duża grupa potrzebuje przecież kogoś, z kim będzie mogła się identyfikować. Do Belgii przyjechałam do pracy w instytucjach europejskich, a radną jestem od sześciu lat i teraz znów kandyduję, bo wciąż niewielu Polaków chce się zaangażować. Druga kwestia to „niebelgijskość” Brukseli, miasta, gdzie co trzecia osoba ma inne obywatelstwo. W mojej gminie Etterbeek jest to aż połowa. To musi się przełożyć na decyzyjność w lokalnych władzach i dla mnie walka o silną reprezentację nie-Belgów to również część aktywizmu. Wcześniej działałam w stowarzyszeniu 1Bru1Vote, które domagało się większego wpływu lokalnych społeczności na politykę całego regionu.

Małgorzata Zgnilec: Ja czułam się bardzo zaskoczona, ale i zaszczycona, gdy sześć lat temu poproszono mnie o udział w wyborach, a następnie wybrano radną dzielnicy Antwerpii, Deurne. Ani chwili się nie zastanawiałam nad ponownym startem. Polskie nazwisko na liście to świetna sprawa w Antwerpii, gdzie jesteśmy dużą grupą, a równocześnie przekaz dla Polaków, którzy mogą nie zdawać sobie sprawy, jaką wagę ma ich głos, jakie decyzje podejmuje radny i jak może pomóc.

Magdalena Ewa Waldhaus: Mnie nikt niczego nie zaproponował. Jako osoba prospołeczna sama szukałam ugrupowania, dla którego ważny jest przede wszystkim człowiek, a dopiero później linia partii. Ostatecznie znalazłam listę niezrzeszonych, zapukałam do drzwi przewodniczącego i teraz startuję. Zawsze się angażowałam, m.in. w kwestii praw kobiet i przeciwdziałaniu przemocy, a fakt znalezienia się na liście daje mi poczucie spełnienia.

Czy przypominają Panie sobie taki moment – może moment wkurzenia, może bezsilności albo właśnie przypływu energii – w którym pomyślały sobie Panie: „Muszę wziąć sprawy w swoje ręce”?

Magdalena Ewa Waldhaus: Swego czasu napisałam maila do gminy z prośbą o wyjaśnienie sposobu rejestracji na wybory samorządowe. Długo nie dostawałam odpowiedzi, a potem przypadkiem trafiła do mnie wewnętrzna korespondencja urzędu. Postanowili zupełnie zignorować moje zapytanie. Ta arogancja mnie dotknęła. To nie jest w porządku, że nie konsultuje się z nami kwestii, które dotyczą nas bezpośrednio, które zmieniane są „dla naszego dobra”, za to bez jakiegokolwiek dialogu.

Joanna Kamińska: Gdy przeprowadziłam się do Etterbeek, to przed moim oknem rosły piękne drzewa. Wkrótce je wycięto, bez konsultacji, bez informacji. Zaczęłam działać w ruchach ekologicznych walczących od zadrzewianie miasta. Jest to mi szczególnie bliskie, bo przez zanieczyszczenie powietrza cierpię na problemy z oddychaniem. Tą drogą trafiłam do partii Ecolo, czyli Zielonych. Inna rzecz, która strasznie mnie w Brukseli wkurza to worki na śmieci wystawiane pod kamienicami, następnie rozwlekane przez wrony, lisy i szczury. Nie wierzyłam, że tego systemu nie da się zmienić i pomyślałam, że sama spróbuję. Niestety worki nie zniknęły, choć w Etterbeek udało nam się wprowadzić kontenery na odpady bio. Ogólnie rzecz biorąc, po wejściu do polityki odkrywa się jej różne warstwy i zależności. Przykładowa walka z workami wiąże się z systemem sprzątania i logistyką, na które samorząd już wpływu nie ma, bo to kompetencja Regionu Stołecznego Brukseli. Walczymy jednak dalej, wkrótce ruszy projekt pilotażowy z podziemnymi kontenerami.

Małgorzata Zgnilec: Ja na początku kadencji przeprowadziłam z kolei walkę z ulicznymi koszami na śmieci. Strasznie mnie irytował brud na ulicy, wynikający z tego, że czasami w promieniu kilometra czy dwóch po prostu nie było śmietnika. Niestety tego też nie udało się zmienić. Okazało się, że opróżnianie kosza jest droższe niż sprzątanie ulicy. Do tego dochodzi fakt, że w Antwerpii mamy 177 narodowości i nie wszyscy mieszkańcy mają takie samo podejście i nawyki w kwestii czystości przestrzeni publicznej.

Mira Gajewska: Nie mogę się nadziwić, że temat porzucanych śmieci wraca jak bumerang. Śmietników brakuje w Antwerpii na ulicach, w parkach. Stawiane są ewentualnie maleńkie kosze, które bardzo szybko się zapełniają. Porządku trzeba uczyć od małego, więc na spotkaniu z innymi działaczami partii zaproponowałam, by temat przerobić w przedszkolach. Sugestia przeszła bez echa. Tymczasem mój mąż podczas każdej wizyty komplementuje czyste polskie miasta. Gwoli ścisłości, o ile belgijskie miasta za czyste nie są, to już prowincja jest wyjątkowo zadbana.

Magdalena Ewa Waldhaus: Czasem wpadamy w pułapkę oceniania ludzi. Pracowałam z bezdomnymi i wiem, że nierzadko są to osoby inteligentne, wykształcone. Kiedyś wypadły z systemu i nie potrafią do niego wrócić. Powinniśmy pomóc im wyjść z marginesu, zaoferować szeroki zakres pomocy. Natomiast osobom permanentnie pozostającym na zasiłku moglibyśmy zaoferować na początek drobne prace, np. przy sprzątaniu ulic.

Joanna Kamińska: Kiedyś jeszcze argumentowano, że śmietnik oznacza ryzyko, bo można go chociażby podpalić. Podobna narracja dotyczyła sadzenia drzew, bo pod nimi przecież mogą zbierać się podejrzane grupy. W dodatku z drzew spadają liście i w ogóle betonowy plac łatwiej posprzątać. Tymczasem zaraz właśnie będziemy sadzić drzewa, aby ochłodzić miasto przy kolejnej fali upałów.

Małgorzata Zgnilec: Akurat nasza gmina prowadzi akcje odkamieniania skwerów i ulic. Ekstremalne zjawiska klimatyczne doprowadzają do tego, że regularnie zalewane są piwnice, a straż pożarna nie nadąża z wypompowywaniem wody.

Magdalena Ewa Waldhaus: Bo jak się leje beton, to trzeba zaplanować skuteczny systemy odprowadzania wody. W głowie mi się nie mieści, że ktoś odebrał odcinek drogi, gdzie po większym deszczu woda stoi po kolana. I tak od lat. Rozumiem więc dlaczego mamy potrzebę angażowania się, dyskutowania z ludźmi, pytania o to, co ich gnębi. Może wspólnie uda się coś zmienić. Jeżeli zasiadając w radach gmin, mamy szansę coś pchnąć, to trzeba z tego skorzystać.

A czy w pchaniu zmian mogą pomóc polskie korzenie i polskie doświadczenia? A może w czymś one przeszkadzają?

Magdalena Ewa Waldhaus: Inne doświadczenia i nieco inny system wartości powodują, że szerzej potrafimy spojrzeć na ten sam problem. Belgowie chętnie z tego korzystają, są otwarci na naszą perspektywę. Z drugiej strony dostrzegam rodzaj blokady, ograniczania głosu emigrantów. Wiem, że do pewnych kwestii nie będę miała dostępu, ale to też wynika z braku belgijskiego obywatelstwa. Widzę zatem swoją rolę jako osoby wspierającej, motywującej i oferującej inne spojrzenie.

Joanna Kamińska: Wpływ na władzę zależy od umocowania w danej partii politycznej. Ja także mam tylko obywatelstwo polskie, więc nie mogłabym zostać burmistrzynią i nie mogę startować w wyborach wyższego szczebla. Zostaje nam poziom samorządu, naszej ulicy i dzielnicy, parku, przedszkola. Dla mnie to wystarczające. Ale być może świadomość tego ograniczonego wpływu powoduje, że niewielu Polaków chce się angażować w życie społeczne. Trzeba też przyznać, że nie operują oni językiem w wystarczającym stopniu. To hamuje naszych rodaków w pewności siebie i partycypacji.

Małgorzata Zgnilec: Świadomość Polaków, że mogą wystartować w wyborach samorządowych jest niestety ograniczona.

Magdalena Ewa Waldhaus: Potrzebujemy więcej przykładów, że można przełamać to tabu. Jeśli pokażemy, że jej albo jemu się udało, to może mnie również się powiedzie. Dlaczego by nie spróbować?

Mira Gajewska: To duży przywilej wychodzić z dwóch kultur, ale robienie kariery w polityce to kwestia osobistych ambicji. Tutaj znajomość języka jest absolutnie niezbędna. Trzeba by zatem zacząć od edukacji, przekonać o jej wadze i możliwościach. Pozycja mężczyzn jest pod tym względem trudniejsza.

Właśnie chciałem o to zapytać, bo spotykamy się w gronie samych kandydatek i na listach znajduję też zdecydowanie więcej kobiet z polskimi nazwiskami niż mężczyzn.

Mira Gajewska: W rodzinach emigranckich odpowiedzialność finansowa za całą rodzinę spoczywa mimo wszystko na barkach mężczyzn. Kobiety mogą wygospodarować więcej czasu na szkolenia i kursy. Kobiety są z natury liberalne, demokratyczne, bardziej otwarte, dbają o sprawy socjalne, w rodzinie i dzielnicy. Statystyczny mężczyzna nie znajduje na to czasu.

Joanna Kamińska: Więcej Polek niż Polaków zna francuski lub niderlandzki.

Magdalena Ewa Waldhaus: Ja jestem złym egzemplarzem w tym towarzystwie, bo francuskiego uczę się od roku. Teraz jest on na poziomie bazowym, choć jestem z nim obyta, rozumiem go, gorzej z wypowiedzią. Nigdy nie czułam presji nauki, skoro tutaj wszyscy mówią po angielsku. Dopiero, gdy zaczęłam się bardziej angażować, zdałam sobie sprawę z wagi znajomości języka.

Małgorzata Zgnilec: Kobiety długo były wykluczane i marginalizowane w życiu politycznym. Od kiedy to się zmieniło, chcą się pokazać i brać udział w podejmowaniu decyzji.

Ogólnie udział nie-Belgów w belgijskiej polityce jest bardzo ograniczony. Do głosowania w nadchodzących wyborach zarejestrowało się ich raptem kilkanaście procent. Jak to zmienić?

Małgorzata Zgnilec: W tym roku wybory samorządowe dość niefortunnie wypadają niedługo po wyborach do Parlamentu Europejskiego, w których obywatele UE otrzymali kartkę do rejestracji. Teraz pojawił się tylko link na stronie, o którym mało kto wiedział i mało kto zdążył się zainteresować. Okres rejestracji był krótki i przypadał na okres wakacyjny.

Mira Gajewska: Informowanie to ważny aspekt. Na razie do informacji o możliwości głosowania dla cudzoziemców może dotrzeć wyłącznie ktoś, kto jej aktywnie szuka. Obywatele Belgii nie muszą wykonywać dodatkowych formalności, więc średnio są zainteresowani problemem. Tymczasem w Holandii już w momencie zameldowania w gminie zakreśla się opcję o chęci udziału w przyszłych wyborach. Dzięki temu później dostaje się zaproszenia.

Joanna Kamińska: Podczas poprzednich wyborów prowadziliśmy w gminie kampanię uświadamiającą po polsku. To powinno być jednak zadanie władz gminy i państwa w ogóle.

Magdalena Ewa Waldhaus: Gdy mieszkałam w Woluwe-Saint-Lambert, otrzymałam ulotkę w języku francuskim i polskim, co skłoniło mnie do uczestniczenia w wyborach po raz pierwszy. W tym roku w gminie Schaerbeek otrzymałam ulotkę w języku angielskim, którą zeskanowałam i rozesłałam po znajomych. Poprosiłam także Ambasadę Polski w Brukseli o to samo, ale niestety nie skorzystali z pomysłu.

Mira Gajewska:  Widzę tu też ważną rolę naszych mediów i kanałów polonijnych, by cyklicznie o tym informować i promować udział w wyborach. Jak inaczej mamy dotrzeć do polonii, jeśli nie tymi kanałami właśnie?

Dlaczego zatem warto iść głosować w wyborach samorządowych?

Mira Gajewska: To jest przywilej obywatelski. Walczyli o niego nasi przodkowie i nasze przodkinie – o prawo kobiet do głosu. Oczywiście zachęcam do głosowania na liberałów, bo oni bronią przywilejów obywatelskich konsekwentnie już od 178 lat.

Małgorzata Zgnilec: Mieszkamy tutaj, więc powinniśmy się choć trochę interesować tym, co dzieje się dokoła. Fajnie jest mieć wybór – w Belgii jest przecież wystarczająco partii – i mieć poczucie, że nasz głos się liczy. Inaczej zostaje tylko narzekanie.

Joanna Kamińska: Nie ma innej drogi wywierania wpływu niż aktywna partycypacja. Na poziomie podstawowym jest to głosowanie i tylko tak możemy wybrać ludzi, którzy będą zmieniać świat wokół bliskich nam wartości.

Magdalena Ewa Waldhaus: Nic o nas bez nas. Jeśli chcemy w czymś uczestniczyć, musimy działać. Większości z nas wydawało się, że przyjeżdżamy do Belgii na moment, tymczasem stałyśmy się już ważną częścią tego społeczeństwa.

  • Mira Gajewska – kandydatka Open VLD w Antwerpii-Berchem.
  • Joanna Kamińska – kandydatka Ecolo-Groen w Brukseli-Etterbeek.
  • Magdalena Ewa Waldhaus – kandydatka 1030 Ensemble w Brukseli-Schaarbeek.
  • Małgorzata Zgnilec – kandydatka N-VA w Antwerpii-Deurne.

rozmawiał: Maciej Bochajczuk
A w Belgii

Facebook
Verified by MonsterInsights