Od Sylwestra, do Sylwestra…

with Brak komentarzy
Czas czytania: 5 minut

Od wieków, po Świętach Bożego Narodzenia, w ludziach narastała potrzeba zabawy i szaleństwa. Realizowali te pragnienia w różny sposób, niekiedy bardzo przedziwny. Trwało to do czasu, kiedy wymyślono sylwestrowe bale. Szampan, zabawy, fajerwerki i tańce do białego rana. Dlaczego tak hucznie witamy nadejście Nowego Roku? I czy zawsze tak było?

Papież i smok

Dawno temu papież Sylwester I stoczył zwycięską walkę z wielkim ognistym smokiem Lewiatanem, który według religijnej symboliki był uosobieniem Szatana i wszelkiego zła. Papież wprawdzie smoka pokonał, lecz nie zdołał go zabić. Udało mu się związać pysk bestii poświęconą nicią i nałożyć na nią pieczęć ze znakiem krzyża.

Smok został uwięziony w lochach Watykanu, ale wbrew pozorom nie stanowiło to gwarancji bezpieczeństwa. Bowiem według przepowiedni greckiej wieszczki Sybilli, śpiący kamiennym snem Lewiatan w roku 1000 miał się zbudzić, skruszyć pieczęć, a potem spalić niebo i ziemię.

Papież zmarł i w krótkim czasie stał się świętym. Ale mieszkańcy Rzymu o przepowiedni nie zapomnieli. Rok tysięczny zbliżał się wielkimi krokami. W Watykanie rządził papież Sylwester II, który był całkowitym przeciwieństwem swojego poprzednika. Pasjonował się astronomią i matematyką, konstruował urządzenia mechaniczne, zaczytywał się w starożytnej filozofii. Jego rozległa wiedza i pęd do nauki powodowały wśród Rzymian strach i podejrzenia o konszachty z siłami nieczystymi.

Taka właśnie atmosfera panowała w Rzymie 31 grudnia 999 roku. Mieszkańcy z trwogą i napięciem czekali na uwolnienie smoka i zniszczenie świata. Również w innych krajach, które przyjęły chrześcijaństwo, ludzie popadali w przerażenie, kryli się w domach i modlili oczekując na koniec świata. Wierzyli, że zginą w ogniu, gdy na ziemię spadną gwiazdy (historycy nazwali ten okres „kryzysem millenium”).

Gdy wybiła północ, a smok nie pojawił się na moście Anioła, ludzie odetchnęli z ulgą i powszechne przerażenie zamieniło się w radość. Tłumy Rzymian wyległy na ulice pijąc wino, tańcząc i bawiąc się. Papież Sylwester II udzielił błogosławieństwa urbi et orbi na nowy rok, nowy wiek i kolejne tysiąclecia. Ta tradycja pozostała do dziś i kontynuują ją kolejni papieże. Zaś ostatni dzień roku nazwano Sylwestrem.

Przez następne stulecia o uwięzionym smoku zapomniano, a typowego Sylwestra i zabaw z nim związanych nie obchodzono. Dużo czasu musiało upłynąć, zanim ostatni dzień grudnia ustanowiono ostatnim dniem roku. W czasach Imperium Rzymskiego nowy rok zaczynał się w marcu, ale coraz częściej napotykano problemy związane z ustalaniem konkretnych dat.

Dla jasności i przejrzystości Juliusz Cezar postanowił uporządkować kalendarz. W opracowanym z jego polecenia kalendarzu juliańskim, wprowadzonym w 45 roku przed naszą erą, każdy kolejny rok rozpoczynał się 1 stycznia.

Później zmienili to Chrześcijanie, którzy chcieli, aby nowy rok zaczynał się w dniu narodzin Jezusa, ale nie potrafili tego dokładnie wyliczyć. Te kwestie uregulował dopiero sobór nicejski w 325 roku przyjmując oficjalnie dzień 25 grudnia jako dzień narodzin Chrystusa. Przez wiele lat zmieniały się propozycje daty końca roku, co spowodowało, że w różnych miejscach na świecie przypadały one na inne dni a nawet miesiące.

Mijały stulecia, a spory i kłótnie odnośnie końca starego roku trwały. W związku z tym, iż niemożliwe było ustalenie, który rok właściwie trwa, niemożliwe było również narodzenie się tradycji zakończenia starego roku i przywitania nowego. Przełomowym okazał się dopiero rok 1563, kiedy król Francji Karol IX zdecydował się wyznaczyć w kalendarzu początek nowego roku na dzień pierwszego stycznia.

Kościelne karnawały

U zarania chrześcijaństwa duchowni tańczyli w kościołach uważając, że zasłużą tym na łaskę boską i ludzką. Taniec w kościołach był tradycją często spotykaną. Bawiono się w rocznicę narodzin Jezusa, w święto pierwszego męczennika świętego Szczepana (dzień później), pierwszego stycznia w Dzień Obrzezania, a także szóstego stycznia w święto Trzech Króli. Szeregowi kapłani świętowali, a biskupi coraz częściej patrzyli na to z niesmakiem traktując te obyczaje jako pogańskie rytuały.

W roku 633 sobór w Toledo ostatecznie zakazał zabaw w kościołach. Nie dostosowano się do tego na terenie Bizancjum, gdzie „w Konstantynopolu pod koniec grudnia lud i kler czynili wrzask, krzyk, tańce, błazenady w samym środku Świątyni, naprzeciw samego Sanktuarium” (wg Jeana Babtiste’a Thiersa). Z biegiem czasu w Europie zwyczaj kościelnych zabaw organizowanych po Bożym Narodzeniu zanikł całkowicie.

Święto Głupców

Dzisiaj chyba nikt nie pozwoliłby sobie na to, co wyprawiali kiedyś pobożni chrześcijanie. Po roku 1100 we Francji, Anglii i Niemczech obchodzono przedziwne Święto Głupców. Na przełomie grudnia i stycznia młodzi duchowni opanowywali świątynię, aby drwić i stroić sobie żarty ze swoich przełożonych. Na początku jednego z kleryków ogłaszali Papieżem Głupców. Ubierali go w szaty przynależne Ojcu Świętemu i wręczali mu pastorał. Następnie do kościoła wprowadzany był osioł uczestniczący w prześmiewczej, pełnej drwin i ironii mszy świętej.

Na ołtarzu zamiast kielicha z winem stały beczki pełne napitków. Hostie zastępowano tłustym mięsiwem, pod ołtarzem palono szmaty i łachmany, a im więcej było dymu i smrodu, tym lepiej. Przekaz był jasny i czytelny. Młodzi duchowni wyraźnie dawali do zrozumienia, co sądzą o swoich przełożonych, zwierzchnikach kościoła katolickiego.

Początkowo tego typu zabawy popularne były tylko w kręgach kościelnych, ale z biegiem czasu polubili je także inni ludzie. W tych dniach kościół stawał się jednym wielkim miejscem zabawy i uciechy. Pijani ludzie, ubrani w śmieszne stroje i maski tańczyli, śpiewali, grali w kości przy ołtarzu, pili wino, objadali się szynkami i mięsiwem.

Po parodii nabożeństwa pijany tłum wytaczał się na ulice. Prowadził go Papież Głupców, a towarzyszący mu orszak siedział na osiołkach twarzami zwrócony do ogonów. Po obejściu miasta orszak wracał na przykościelny cmentarz, gdzie bawiono się do białego rana.

Zwierzchnikom kościoła takie zwyczaje bardzo się nie podobały ale – pomimo coraz głośniejszych głosów, krytykujących święto Głupców – przez wiele lat wyżsi duchowni katoliccy nic z tym fantem nie zrobili. Pomimo że takie traktowanie bożej świątyni było herezją, która w tamtych czasach kończyła się spaleniem na stosie.

Konkretne stanowisko kościół zajął dopiero w 1566 roku, kiedy sobór w Toledo specjalnym dekretem potępił te zwyczaje i pod groźbą ekskomuniki zakazał tańców, śpiewów i wszelakich zabaw w kościołach. Ludzie nie bardzo się tymi zakazami przejęli, gdyż od pewnego czasu święto Głupców przeniosło się już na ulice. Nie wybierali jednak Papieża Głupców, ale Migdałowego Króla – wodzireja zabawy, który otrzymywał pozłacany pastorał, a jego zadaniem było czuwanie i odpowiadanie za prawidłowy (czytaj: udany) przebieg zabawy. Dla imprezowiczów ważne było, aby król był człowiekiem majętnym. Istniała wtedy nadzieja, że impreza będzie trwała dłużej.

Szampański Nowy Rok

Z biegiem czasu Sylwester stał się dniem składania sobie życzeń, odwiedzin krewnych i znajomych, a wywiązanie się z obowiązku składania noworocznych życzeń babciom, dziadkom, ciociom, wujkom, kuzynkom, kuzynom i całej rzeszy przyjaciół i znajomych było fizycznie niemożliwe. Wtedy właśnie w Europie spopularyzował się obyczaj wysyłania służących ze specjalnymi kartami, na odwrocie których wypisywano własnoręcznie życzenia. Potem rolę doręczyciela przejęła poczta. Były to czasy, kiedy zabawy sylwestrowe nie były jeszcze przyjętą normą.

Wszystko uległo zmianie, gdy spopularyzował się zwyczaj wypowiadania o północy życzeń, kiedy ludzie na swój sposób zaklinali rzeczywistość, aby ich marzenia się spełniły. Zwyczaj sylwestrowej zabawy w ostatni dzień grudnia spopularyzowała francuska arystokracja i bogate mieszczaństwo.

W Polsce obrzędy sylwestrowe pojawiły się dopiero w XIX wieku i przybyły z Europy Zachodniej. Początkowo Sylwestra świętowały jedynie bogatsze warstwy społeczeństwa. Arystokracja witała nowy rok toastem Tokaja – białego deserowego wina pochodzącego z Węgier. Ziemianie natomiast polowali, strzelali z batów na szczęście, składali życzenia i ucztowali w gronie rodziny.

Co roku miliardy ludzi na całym świecie na sylwestrowych balach, prywatkach czy spotkaniach w gronie rodzinnym, z kieliszkiem szampana żegnają stary rok. Składają sobie najlepsze życzenia i oczekują, że Nowy Rok przyniesie im same dobre nowiny i zdarzenia. Nikt w tym dniu nie wspomina papieża i smoka zamkniętego w lochach Watykanu, a właśnie taki był początek historii Sylwestra.

Szampańskiej zabawy!

Anna Janicka

Facebook