Jeśli październik bywa jeszcze złoty, a grudzień ma w zanadrzu święta, listopad to ten miesiąc pośrodku: nijaki, szary, za długi.

To czas, w którym można zwolnić tempo, odpuścić wyścig do sukcesu, idealnej sylwetki i spełniania wszystkich planów. Warto nie wymagać od siebie energii, której organizm zwyczajnie nie ma, i nie porównywać się do innych, zwłaszcza tych z Instagrama, którzy właśnie w listopadzie zdobywają Kilimandżaro i robią generalny remont kuchni.

Porządki z głową

Możesz umyć okna, wyczyścić lodówkę, posegregować skarpetki i wynieść kilka reklamówek z rzeczami „do oddania”, ale sedno nie tkwi w tym, co uporządkujesz w domu. Dużo ważniejszy jest porządek w głowie.

Listopad to dobry moment, by zatrzymać się i spokojnie zapytać siebie: co mi służy, a co mnie obciąża? Co robię z własnej potrzeby, a co z przyzwyczajenia, poczucia obowiązku albo strachu przed rozczarowaniem innych? W jakich relacjach czuję się swobodnie, a w jakich coraz częściej tylko udaję, że wszystko jest w porządku?

Nie chodzi o to, by nagle zerwać kontakty z wieloma osobami. Może jednak warto przestać się zmuszać do rozmów, które od dawna są jedynie wymianą grzeczności. Albo nie odpowiadać na wiadomości z poczuciem, że muszę coś z siebie dać, choć sama ledwo trzymam się na nogach.

Porządki obejmują także to, co zajmuje twoją uwagę. Sprawdź, czy czas wolny naprawdę cię odpręża, czy jedynie wypełniasz go przypadkowymi zajęciami.

Listopadowy porządek to szansa na przetasowanie priorytetów, nie po to, by od razu żyć lepiej, lecz by nie iść dalej z bagażem, którego już nie potrzebujesz. To także moment, by pożegnać w sobie nadmierne napięcie, obowiązkowe uśmiechy i automatyczne „tak”, kiedy masz ochotę powiedzieć „nie”.

Jeśli przy okazji uporządkujesz szufladę z kablami, rachunkami i starymi instrukcjami obsługi, będzie to miły dodatek. Najważniejsze jednak jest to, co uporządkujesz wewnętrznie, bo z tym zostajesz na dłużej niż z idealnie posegregowanymi rzeczami.

Nie rób wszystkiego naraz

Listopad nie sprzyja rewolucjom. Zmrok zapada o szesnastej, a poziom energii spada. To jednak nie znaczy, że warto wszystko odpuścić. Lepiej wybierać małe kroki, które można wpleść między pracę, obowiązki i próby normalnego funkcjonowania.

Gdy czujesz się ospała i zmęczona, łatwo ulec pokusie, by nadrabiać wszystko naraz: zaczynać nową dietę, zapisywać się na kursy, planować bycie „lepszą wersją siebie” od poniedziałku. Problem w tym, że listopad nie jest porą roku na działania z rozmachem. To raczej czas, w którym warto zwolnić i dać sobie chwilę na regenerację.

Wybierz jedną rzecz, może dwie, jeśli naprawdę czujesz, że tego potrzebujesz. Niech to będzie coś, co daje ci poczucie sensu albo choćby odrobinę radości. Zadaj sobie pytanie: czy robię to, bo naprawdę chcę, czy dlatego, że mam poczucie, że „powinnam”? Czy mam na to siłę teraz, czy to tylko próba ucieczki przed jesiennym spadkiem nastroju?

Nie chodzi o to, by całkiem rezygnować z działań. Chodzi o to, by nie wypalić się jeszcze bardziej. Grudzień i tak przyniesie świąteczną gorączkę, więc listopad może być chwilą na wyciszenie i powolność, której jesień sprzyja.

Plan na listopad nie musi być rozbudowaną listą zadań. Wystarczy prosty schemat, w którym zmieści się tydzień: coś dla ciała, coś dla głowy, coś dla relacji. Dobry plan ma pomóc złapać rytm i dać oparcie w czasie, który łatwo rozpływa się w ciemności i codziennych obowiązkach.

Jeśli choć raz w tygodniu spojrzysz na swoją kartkę i pomyślisz: „fajnie, że to zrobiłam”, to już bardzo dużo. Często więcej niż perfekcyjnie wypełniony plan, który męczy od pierwszego dnia.

Warto być blisko. Tak po prostu

Listopad lubi ciepło. Miękkie swetry, wełniane skarpety, koc, termofor i herbaty z imbirem i miodem tworzą jego najlepszy pejzaż. Równie potrzebna jest jednak bliskość drugiego człowieka. Taka, która nie wymaga wielkich gestów, tylko codziennej, spokojnej obecności. Taka, która nie pyta, czemu znów masz gorszy nastrój, lecz czy zrobić ci herbatę.

To dobry czas, by zobaczyć, przy kim jest ci dobrze. Przy kim możesz się rozluźnić, mówić nieskładnie, marudzić, a nawet milczeć bez poczucia niezręczności. Czyja obecność nie wywołuje napięcia i przy kim nie musisz udowadniać, że wszystko ogarniasz. Możesz być sobą, nawet jeśli dziś tym „sobą” jest ktoś w dresie, kto nie pamięta, jaki jest dzień tygodnia.

Warto też zauważyć, kto odbiera ci spokój. Nie dlatego, że ktoś jest „toksyczny”, ale dlatego, że są osoby, które po prostu nie pasują do ciebie na dłuższą metę. Ktoś, kto ciągle czegoś oczekuje, kto dzwoni tylko wtedy, gdy ma problem, kto zostawia cię z poczuciem zmęczenia po każdej rozmowie. Nie musisz robić z tego dramatu, ale możesz powoli robić krok w tył.

Listopad to także czas na łagodność wobec siebie. Nie obwiniaj się, jeśli nie masz siły na spotkania co drugi dzień, ale nie zamykaj się całkiem. Najważniejsi są ludzie, przy których naprawdę możesz odetchnąć.

To po prostu listopad

Dzień kończy się zdecydowanie za wcześnie, a wieczór dłuży się w nieskończoność. Zamiast próbować z tym walczyć, lepiej to zaakceptować i przygotować się na ten czas. Nie masz wpływu na światło za oknem, ale możesz zadbać o swój spokój i nastrój.

Zacznij od rytmu dnia. Jeśli to możliwe, wstawaj wcześniej, nawet gdy ciemność za oknem kusi, by zostać w łóżku. Poranek to najlepszy moment, by złapać naturalne światło, które poprawia samopoczucie. Kilkanaście minut na balkonie czy tarasie, w ciszy i bez telefonu, potrafi dodać więcej energii niż kawa.

Jeśli pracujesz z domu, ustaw biurko bliżej okna. Naturalne światło pobudza mózg i pomaga uniknąć senności. Jeśli wychodzisz do pracy, znajdź chwilę na spacer w ciągu dnia, choćby krótki. Ruch i kontakt ze światłem pomagają zatrzymać znużenie, które zwykle pojawia się wczesnym popołudniem.

W domu zadbaj o przyjazne oświetlenie. Nie potrzebujesz świątecznych iluminacji, ale ciepła lampa czy świeca potrafi zmienić nastrój wieczoru. Przytulność nie jest luksusem, to sposób dbania o dobre samopoczucie.

Pamiętaj też o bezpieczeństwie i komforcie. Wracając po zmroku, miej przy sobie odblask lub włączoną latarkę w telefonie. W ciemności łatwiej o zmęczenie i poczucie niepokoju, dlatego warto o siebie zadbać. Listopad sprzyja spadkom energii i nastroju, ale można złagodzić ten efekt, dbając o światło, ruch i odpoczynek.

Najważniejsze jest to, że listopad zawsze mija. Może być ponury i senny, może ciągnąć się dłużej, niż byśmy chcieli, ale nie jest wieczny. Nie trzeba go lubić ani udawać, że jest cudowny. Wystarczy go przeżyć po swojemu: z herbatą, książką, drzemką w środku dnia i jednym zadaniem dziennie, które daje poczucie, że coś się udało.

Hanna Korcz