Polityczny pat

with Brak komentarzy
Czas czytania: 3 minut

Gdyby teraz, kilka miesięcy po wyborach, zorganizować referendum w sprawie przyszłości Belgii, prawie 40 procent flamandzkiego elektoratu głosowałoby za podziałem kraju. Nie jest to wprawdzie znacząca większość wyborców, ale po raz pierwszy w sondażach i badaniach uniwersyteckich, dotyczących nastrojów separatystycznych we Flandrii, mieszkańcy północnego regionu w tak dużej liczbie opowiedzieli się za podziałem Belgii.  Powyższy sondaż przeprowadzony został w grudniu ubiegłego roku, w tym samym czasie, kiedy okazało się, że aż 49 procent Flamandów chciałoby zagłosować na N-VA i VB – partie opowiadające się za podziałem kraju. Po stronie francuskojęzycznej nastroje są zupełnie inne. Trzy czwarte mieszkańców Walonii i Brukseli głosowałoby przeciw podziałowi.

Wybory parlamentarne w Belgii odbyły się 26 maja ubiegłego roku i do tej pory nie udało się stworzyć rządu federalnego. Wyniki wyborów potwierdziły duże rozdrobnienie polityczne w podzielonej językowo, religijnie i kulturowo Belgii. Przy takiej odrębności utworzenie większości, popierającej rząd, graniczy z cudem.

Nie sposób nie wspomnieć o wyborczym sukcesie skrajnie prawicowej partii Vlaams Belang (18,6 proc.), która wyjątkowo wysokie poparcie wyborców flamandzkich zawdzięcza populistycznym, antyimigracyjnym, a nawet często rasistowskim hasłom. Dla francuskojęzycznych Walonów taki sojusz jest nie do pomyślenia. Ale rząd federalny muszą wspólnie utworzyć politycy z Flandrii i z Walonii, a to na chwilę obecną nie wydaje się możliwe. Najliczniej reprezentowana partia w 150-osobowowej izbie niższej parlamentu, czyli flamandzki N-VA, ma w niej 25 przedstawicieli. Walońska partia PS ma 20 mandatów.

Po wyborach król Filip I wyznaczył dwóch polityków, po jednym z każdej części kraju, i powierzył im misję przekonania N-VA i PS do zawarcia politycznego paktu. Geert Bourgeois z N-VA i Rudy Demotte z PS mieli dla dobra kraju namówić obie partie do politycznej współpracy, do której miałyby jeszcze dołączyć inne flamandzkie i walońskie ugrupowania: Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna i Flamandzka (CD&V), Partia Ekologiczna oraz Ruch Reformatorski (MR).

Po kilku dniach intensywnych rozmów marzenia o koalicji prysły jak bańka mydlana, a rządowi negocjatorzy zwrócili się do króla z prośbą o zwolnienie ich z tego obowiązku. Jak było do przewidzenia, obie partie dzieli tak wiele, że trudno jest się im porozumieć.

Kolejnym mediatorem, próbującym znaleźć kompromis i doprowadzić do porozumienia się partii politycznych, został wyznaczony przez króla Paul Magnette z PS. 9 grudnia polityk zwrócił się do króla o przyjęcie rezygnacji z powierzonej mu misji.

Podstawową kwestią, co do której nie ma porozumienia pomiędzy Flandrią i Walonią, jest ogólnie rzecz nazywając „organizacja państwa”. N-VA chce przeorganizować kraj na obraz i podobieństwo federacji, PS o takich zmianach nie chce słyszeć. Walonowie są przeciwni i oburzeni takim pomysłem, bo oznaczałby on niepodległość Flandrii. Od dawna nacjonalistyczne partie flamandzkie opowiadają się za oddzieleniem od siebie Flandrii i Walonii, które dzieli prawie wszystko. Od stopnia zamożności mieszkańców poczynając, na języku, kulturze i tradycji kończąc. W takim rozdaniu Bruksela pozostałaby odrębnym bytem, łączącym obie części federacji. Co na to Flamandowie? Nie wszyscy popierają powyższy plan, który oznacza koniec Belgii jako kraju.

Belgijskie partie polityczne, nawet dla dobra całego kraju, nie potrafią przełamać różnic między Flandrią i Walonią. Gospodarczo rozwinięta i bogatsza Flandria ma silne tendencje separatystyczne. Słabiej rozwinięta Walonia kieruje się natomiast ku partiom socjalistycznym lub wręcz ekstremalnie lewicowym. Trudno sobie wyobrazić, jak mógłby wyglądać kompromis, który pogodziłby ze sobą tak bardzo zróżnicowane cele.

Mimo trudności rząd musi powstać. Nie wyklucza się pewnego rodzaju paktu między PS i N-VA, który mógłby być ograniczony czasowo i obejmować ogólnie nakreślony zakres współpracy w ramach polityki klimatycznej, digitalizacji i rozwoju demograficznego kraju. Polityka gospodarcza, co do której obie partie nie mogą dojść do porozumienia, mogłaby zostać powierzona specjalistom, nie wykluczając nawet przedstawicieli obecnego rządu.

Na razie Belgią kieruje rząd tymczasowy, z pierwszą kobietą premierem na czele. Czterdziestoczteroletnia Sophie Wilmes, polityk MR (Ruchu Reformatorskiego), frankofońskiej partii liberalnej, zastąpiła na tym stanowisku Charlesa Michela, który 1 grudnia przejął funkcję przewodniczącego rady Europejskiej.

Jest jeszcze król, który podobnie jak wielu jego poddanych, może mieć tylko nadzieję, że jego życzenia bożonarodzeniowe zostały wysłuchane przez polityków, którzy mają klucz do formowania rządu, a zatem także do przyszłości kraju.

W przemówieniu wigilijnym król Filip powiedział: „Istotne jest, aby jak najszybciej powstał rząd federalny, zdolny do podejmowania zrównoważonych decyzji, zjednoczony i niezachwiany. Tego wszyscy oczekujemy. Liczymy, że stanie się to bez zbędnych ceregieli”. Zwracając się do swoich rodaków, zadeklarował, że wierzy w ogromny potencjał kraju i jego zdolność do sprostania wyzwaniom. Jak zaznaczył, warunkiem jest jednak połączenie sił i dążenie do jedności w różnorodności przy poszanowaniu wrażliwości wszystkich.

Na początku stycznia do mediów trafił 20-stronicowy, poufny dokument dotyczący negocjacji. Wynika z niego, że kontrowersyjne zagadnienia dotyczące na przykład zamknięcia starych elektrowni atomowych oraz podniesienia minimalnych emerytur do kwoty 1,5 tysiąca euro, nie zostały ujęte w postulatach przyszłego rządu.

W momencie pisania tego tekstu rządu nadal nie ma. Pozostaje mieć nadzieję, że nie zostanie pobity niechlubny rekord z lat 2010 – 2011, kiedy kryzys rządowy trwał aż 541 dni. Bo znając wzajemne animozje belgijskich polityków i biorąc pod uwagę silne podziały, dotyczące wielu dziedzin życia, tymczasowa pani premier może pozostać na swoim tymczasowym stanowisku jeszcze długo. A mieszkańcy Belgii politycznym patem się nie przejmują. Nie martwi ich brak rządu federalnego, bo mają jeszcze kilka innych w zapasie.

Anna Janicka

Facebook