Obowiązek rejestracji pojazdu w terminie 30 dni od jego sprowadzenia istnieje w prawie o ruchu drogowym już od kilku lat. Od 1 stycznia urzędnicy zyskali jednak prawo do nakładania kary na wszystkich, którzy nie zrobią tego w ustawowym terminie. Liczy się go od dnia, w którym auto przekroczy polską granicę.
Każdy używany samochód, sprowadzony z UE, musi zostać zarejestrowany w ciągu 30 dni od jego sprowadzenia pod groźbą kary administracyjnej w wysokości 200-1000 zł. Sprowadzenia, czyli… przekroczenia granicy. Jeśli kupimy używane auto w 29 dniu od sprowadzenia, na rejestrację auta zostanie nam jeden dzień. Także za niezgłoszenie sprzedaży lub kupna auta zarejestrowanego już w Polsce będą nakładane kary.
Przepisy dotyczą każdego używanego samochodu sprowadzonego z UE, czyli zarówno tego sprowadzonego na własne potrzeby w liczbie jednej sztuki, jak i każdego z pojazdów sprowadzonych przez hurtownika. Albo sprzeda się auto w ciągu 30 dni, albo trzeba je zarejestrować.
A jak zostanie zarejestrowane, to trzeba kupić ubezpieczenie OC. Jest i trzecia droga: płaci się karę w wysokości 200-1000 zł. Czy będzie to konkretnie 200 zł czy 1000 zł – decyduje starosta. Negocjacje formalne w kwestii wysokości kary są niedozwolone, ale nieformalne… już tak.
Ważne: kara administracyjna tym różni się od mandatu, że nie można jej nie przyjąć. Trzeba zapłacić, albo starosta (bo to on będzie beneficjentem) wyśle komornika. Nie da się podważyć faktu, że starosta wypisał karę na 500 zł, choć mógł na 200. Sąd administracyjny nie bierze pod uwagę okoliczności łagodzących, a jedynie sprawdza, czy decyzja organu administracyjnego (w tym przypadku starosty) była zgodna z prawem.
Każdy samochód uszkodzony, którego nie da się naprawić w ciągu 30 dni i nie da się go zarejestrować, wiąże się z karą dla jego właściciela. Tę karę zapłaci docelowy nabywca pojazdu, któremu się dopisze karę administracyjną do ceny pojazdu. Większość samochodów sprowadzanych z UE drożeje o koszt rejestracji i ubezpieczenia OC.
A jak sprawdzą, kiedy sprowadzony?
Fakt sprowadzenia samochodu spoza granicy kraju nie jest na tej granicy rejestrowany. Granica Polski jest otwarta, a zatem – przynajmniej w teorii – osoba, która ten samochód sprowadza, może wpisać w dokumentach datę, jaka jest jej wygodna.
Teoretycznie każdy może powiedzieć: Auto sprowadziłem wczoraj! Ministerstwo Infrastruktury chce, by importer datę sprowadzenia auta wpisywał do dokumentu własności (umowa lub faktura) albo dołączał do umowy/faktury stosowne oświadczenie. Jest to ważne o tyle, że jeśli kupujemy niezarejestrowany samochód, powinniśmy wiedzieć, ile nam jeszcze czasu na rejestrację zostało.
Na oświadczeniu można wpisać cokolwiek, ale wpisanie nieprawdy w oświadczeniu, z którego korzysta starosta na potrzeby rejestracji pojazdu, to nic innego jak przestępstwo wyłudzenia poświadczenia nieprawdy. Nie wykroczenie, ale przestępstwo ścigane na podstawie Kodeksu karnego.
O ile kary administracyjne, za niezarejestrowanie w ciągu 30 dni samochodów sprowadzonych z UE, wydają się nadmiernie restrykcyjne i nie biorą pod uwagę zdarzeń losowych (choćby problemów z uzyskaniem dopuszczenia do ruchu), to już ściganie osób za nieprzerejestrowanie pojazdu jest jak najbardziej słuszne. Dlaczego bowiem ktoś, kto sprzedał używany samochód, ma się miesiącami albo latami tłumaczyć z wykroczeń rejestrowanych przez fotoradary tylko dlatego, że ktoś wciąż jeździ na jego „blachach”?
Powyższe przepisy mają zastosowanie do wszystkich podmiotów sprowadzających do Polski samochody, czyli do osób fizycznych i prawnych. Nie ma znaczenia, czy auto jest sprowadzane na sprzedaż w ramach działalności gospodarczej, czy na prywatny użytek. Konieczne jest także ubezpieczenie pojazdu. Wiąże się to z dodatkowymi kosztami, co odczują także klienci. Dilerzy samochodów ostrzegają, że przez błędne zrozumienie unijnych przepisów polski ustawodawca zwiększa drastycznie koszty prowadzenia działalności, za co finalnie zapłacą kupujący używane auta.
Obecnie dilerzy, np. właściciele komisów, najczęściej płacą OC wówczas, gdy samochód wyjeżdża już z placu. Od nowego roku OC musi mieć już auto stojące na placu i czekające na kupca, ale zarejestrowane.
Ponadto dilerzy muszą zapłacić VAT za samochody kupione w UE w cenie netto przed ich rejestracją, a nie tak, jak było, dopiero po sprzedaży. Dla średniej wielkości firmy, zajmującej się handlem samochodami, oznacza to dodatkowy koszt prowadzenia działalności na poziomie od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych rocznie. Dla wielu może to oznaczać koniec działalności. Na tym nie koniec. Po zarejestrowaniu pojazdu, jest on praktycznie wyłączony ze sprzedaży do momentu odbioru dowodu rejestracyjnego, ponieważ z pozwoleniem czasowym sprzedać go nie można.
Opracowała: Barbara Kamińska
Na podstawie: auto-swiat.pl, prawo.pl/biznes