Nie od dziś trzymam się kurczowo tej myśli, szczególnie w chwilach, kiedy tak zwana „ostatnia deska ratunku” uderza mnie koncertowo w twarz. No właśnie… Kłopoty, problemy, podupadnięcie na zdrowiu, czy zdecydowanie gorsza forma psychiczna pojawiają się zawsze w najmniej odpowiednim momencie, za to rzadko kiedy pojedynczo. Jak już się zbliżają, to całymi stadami. I kiedy nadciąga burza z piorunami zasnuwając niebo czarną poświatą to znak, że należy się gdzieś schronić, przytulić i przeczekać zawieruchę. Przeczekać niedogodności, starać się zaakceptować swoje położenie i wyciągnąć lekcję na przyszłość.
Artykuł ten piszę w szczególności dla wszystkich tych, którym w życiu jest zwyczajnie smutno, źle i trudno. Dla tych, którym los stawia wyzwania z pozoru przerastające ich możliwości i umiejętności. Dla tych, którzy doznają cierpienia w jakiejkolwiek postaci, którzy się boją i czują się samotni, czasem w rodzinie, czasem bez, a czasem pośród innych, być może równie samotnych.
Bo kiedy już w naszym życiu gorzej być nie może i świat nam dosłownie wypada z rąk, pozostaje nadzieja. I choćby tliła się wątłą iskierką musimy o nią zawalczyć z całych sił. Dmuchać i chuchać aby rozpalić płomyczek. Płomyczek, który ogrzeje nasze serce i duszę. Bez względu na wszystko. Nadzieję na lepszy czas, na lepsze jutro, na dobrą, kojącą nasze serce zmianę. Bo przecież kiedyś to, co złe i trudne przeminie ustępując miejsca dobremu. Lecz aby tak się stało musimy być dla siebie najlepszym przyjacielem. Wyrozumiałym, łagodnym, cierpliwym. Nie dopuszczajmy do siebie myśli z gatunku „widzę ciemność”, bo one nas bardzo osłabiają i przynoszą niemoc. A ruszyć z niemocą ani rusz. Tak, wiem, że czasem ciężko. I że brak sił. Albo ochoty. Albo jednego i drugiego. I co wtedy? Wtedy trzeba się postarać ruszyć z miejsca. Zaakceptować sytuację i starać się z niej wyciągnąć cokolwiek dobrego. Ruszyć z drobnymi zmianami małymi kroczkami. Byle do przodu i byle w dobrym kierunku. A ten zawsze wskażą nam serce i intuicja.
A jeśli spojrzymy na ból czy smutek jako trudną, ale jednak pouczającą lekcję życia, z której możemy wynieść coś dobrego? Bo uczymy się tak długo, jak długo biją nasze serca i pamiętajmy o tym, że wszystko w życiu dzieje się po coś i ma głębszy wymiar. Przecież tak naprawdę dopiero trudności i kłopoty pokazują każdemu z nas jak silnymi i niezależnymi jednostkami jesteśmy i jak niesłychaną mamy zdolność do wytrzymywania najbardziej krańcowych sytuacji i stresów. I pomimo pierwotnego przekonania, że nie jesteśmy w stanie znieść więcej, to nie dość, że wytrzymujemy, to jeszcze w ostatecznym rozrachunku mamy poczucie, że jednak jesteśmy silniejsi niż nam się wydawało. Że potrafimy coś zmienić, naprawić, czy zniwelować. Porażka, choroba, zerwana relacja…one zawsze nas czegoś uczą i warto owe wnioski wziąć sobie głęboko do serca. Po burzy zawsze wychodzi słońce. Czy tak nie jest kiedy bierzemy się z życiem za bary? Człowiek się podnosi, choć jednym przychodzi to łatwiej, a inni muszę się natrudzić. Bo są wrażliwsi, delikatniejsi, czasem bez wsparcia rodziny. Zawsze jednak dzięki nadziei i dobrej energii, którą ta ze sobą niesie. Także dzięki pomocnym i życzliwym ludziom, których spotykamy na swojej ścieżce życia. Warto się ich radzić i prosić o pomoc wierząc, że takową otrzymamy. Czasem zwykła rozmowa z drugim człowiekiem i spojrzenie na problem z innej strony tak wiele zmienia i potrafi nas psychicznie na nowo zbudować.
Jest jeszcze inna pozytywna strona bycia w trudnej sytuacji. Otóż życiowe dramaty nieprawdopodobnie wręcz weryfikują listę naszych przyjaciół i bliskich nam osób. Często się zdarza, że kiedy jesteśmy w potrzebie emocjonalnej, ekonomicznej, czy jakiejkolwiek innej pomaga i wspiera nas nie ta osoba, na którą mocno liczyliśmy i sądziliśmy, że możemy na niej polegać, a zupełnie nieoczekiwanie ta, z którą wcale nie byliśmy tak blisko. Jakież to piękne że tak się w życiu zdarza. I myślę, że w naszym polskim przysłowiu, że „przyjaciół poznaje się w biedzie” jest sporo prawdy. Drugi człowiek jest niezwykle ważny i potrzebny, tak jak ważna jest rozmowa i choćby kilka chwil spędzonych razem. Nawet na wspólnym pomilczeniu, czy wypłakaniu się komuś, komu ufamy. Ale z drugiej strony, czy nie lepiej wiedzieć z kim mamy do czynienia i dla kogo tak naprawdę jesteśmy bliscy i ważni, a z kim jedynie tracimy czas? Ten, kto pomoże nam przejść życiową zawieruchę i ból cierpienia stanie się nam bliższy i cenniejszy niż kiedykolwiek przedtem, a w każdym razie powinien. W końcu przeszedł próbę ognia i zasługuje na największy szacunek. Bo przecież o taką przyjaźń nam w życiu chodzi. Pełną wspólnych wartości, wsparcia, pomocy i zwykłej codziennej życzliwości. Oczywiście, że bez przyjaźni można żyć i znam nawet takich, którzy takie życie wiodą, ale jestem pewna, że życie samotne, bez bliskich naszemu sercu osób, niezależnie czy jest to rodzina czy przyjaciele, jest uboższe i smutniejsze w dzisiejszym świecie, w czasach taniego blichtru i błyskotek.
„Żadna noc nie może być aż tak czarna, żeby nigdzie nie można było odszukać choć jednej gwiazdy. Pustynia też nie może być aż tak beznadziejna, żeby nie można było odkryć oazy. Pogódź się z życiem, takim jakie ono jest. Zawsze gdzieś czeka mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie.” Phil Bosmans
Aleksandra Szewczyk, psycholog