Jej losy przypominają scenariusz filmowy. Od osieroconej dziewczynki z robotniczej dzielnicy Gandawy po diwę nowojorskiej Metropolitan Opera. Ta opowieść, pełna triumfów i braw, kończy się jednak uzależnieniem od hazardu i głęboką samotnością.
O Marii Callas napisano książki i nakręcono filmy, a jej nazwisko na zawsze wpisało się w historię opery. Vina Bovy również zasługuje na pamięć. Sylvia Broeckaert, autorka biograficznej powieści Malvina, zauważa, że typowo flamandzkie jest pozostawianie tak niezwykłych postaci na marginesie zbiorowej pamięci. We Francji czy we Włoszech byłaby uznawana za legendę.
W Gandawie istnieje park nazwany jej imieniem, lecz nazwisko Viny Bovy, gwiazdy opery o światowym formacie, nie wybrzmiewa tak głośno, jak na to zasługuje.
Dzieciństwo i droga na scenę
Malvina Johanna Pauline Félicité Bovi Van Overberghe przyszła na świat 22 maja 1900 roku w Gandawie. Tam spędziła dzieciństwo i tam, osiemdziesiąt trzy lata później, zakończyła życie.
Gdy miała zaledwie kilka miesięcy, jej matka i młodsza siostra zmarły podczas epidemii cholery. Rok później straciła także ojca. Opiekę nad dziewczynką przejęli dziadkowie ze strony matki. Dorastała w robotniczej dzielnicy, w skromnych warunkach, ale dzieciństwo wspominała jako szczęśliwe. Dziadek od czasu do czasu zabierał ją do opery. Słuchała muzyki dobiegającej ze sceny, patrzyła na śpiewaków, tancerzy, orkiestrę. Nie wiedziała jeszcze, czym będzie dla niej muzyka, lecz czuła, że scena to miejsce, w którym chciałaby zostać.
Aby opłacić lekcje śpiewu, jako nastolatka podjęła pracę u producenta gorsetów. Talent i determinacja młodej dziewczyny szybko zostały dostrzeżone. W wieku czternastu lat rozpoczęła naukę w Konserwatorium w Gandawie pod kierunkiem Juliena Willemota. Dwa lata później zadebiutowała w operetce wystawionej w Minardschouwburg, co otworzyło jej drogę do większych scen i coraz ambitniejszych ról.
Na największych scenach świata
Po zakończeniu I wojny światowej dołączyła do Opery w Gandawie. Nowy sezon otworzyła w symboliczny sposób, śpiewając hymn Stanów Zjednoczonych z amerykańską flagą w dłoni jako wyraz wdzięczności wobec aliantów. Wkrótce zaczęła występować w partiach zarówno lirycznych, jak i komicznych, zdobywając coraz większe uznanie.
W 1921 roku, wraz z tenorem André Burdino, wyruszyła w swoje pierwsze zagraniczne tournée do Peru. Kilka lat później zamieszkała pod Brukselą i regularnie występowała w Théâtre Royal de la Monnaie, gdzie zachwycała publiczność w operach Gounoda, Mozarta i Bizeta.
W 1925 roku zadebiutowała jako Manon w paryskiej Opéra-Comique. Rok później, po sukcesie w Paryżu, znalazła się w kręgu zainteresowania Arturo Toscaniniego. W kolejnych latach śpiewała m.in. w Buenos Aires, Barcelonie, Madrycie, Rzymie, Monte Carlo i Paryżu.
W latach 1936–1938 była związana z nowojorską Metropolitan Opera, gdzie kreowała role Violetty w Traviacie Giuseppe Verdiego, Gildy w Rigoletcie Verdiego, Juliette w Romeo i Julii Charles’a Gounoda, Lakmé w operze Léo Delibesa oraz Marguerite w Fauście Gounoda. W Carnegie Hall wykonała partię sopranową w IX Symfonii Beethovena pod batutą Arturo Toscaniniego.
Jednym z jej największych sukcesów był występ w 1937 roku, kiedy w Metropolitan Opera jako jedna z pierwszych sopranistek wykonała wszystkie cztery kobiece role w Opowieściach Hoffmanna Offenbacha. W tym samym roku wzbudziła sensację, śpiewając partię Violetty w Traviacie Verdiego w biżuterii należącej niegdyś do cesarzowej Eugénie. Łącznie stworzyła około trzydziestu głównych ról na najważniejszych scenach świata.
Miłość i wybory
Kariera sceniczna miała swoje odbicie w jej życiu prywatnym. Przez wiele lat była związana z André Burdino, jednak ich relacja zakończyła się, gdy postawił jej ultimatum: wspólne życie w zamian za rezygnację z kariery. Vina odmówiła, bo scena była jej prawdziwym powołaniem.
Wkrótce po tym wyszła za mąż za Norberta Fischera, włoskiego oficera i spadkobiercę księżniczki Marii Laetitii Bonaparte. W posagu otrzymała willę Cyrnos na Lazurowym Wybrzeżu, niegdyś należącą do cesarzowej Eugénie.
Vina prowadziła życie pełne przepychu. Luksusowe podróże, pałacowe wnętrza, kosztowne suknie i biżuteria stały się codziennością. Intensywna praca, częste występy i dalekie podróże były jednak wyczerpujące. Miała silny charakter i ogromną energię, a jej dewizą było „la vie est belle”. W sprawach artystycznych bywała bezkompromisowa, nalegała na wykonywanie oper w oryginalnych językach, co wówczas budziło spory opór. Odważnie sięgała także po repertuar niderlandzkojęzyczny. Pierwszy wers pieśni Ik ken een lied widnieje dziś na jej nagrobku w Gandawie.
Życie po scenie
Po zakończeniu II wojny światowej powróciła do Gandawy. W latach 1947–1955 pełniła funkcję dyrektorki artystycznej Koninklijke Opera, obecnie Opery Flamandzkiej, podnosząc jej rangę na międzynarodowej scenie. Wciąż występowała, łącząc pracę organizacyjną z działalnością sceniczną.
Karierę zakończyła 19 kwietnia 1955 roku, śpiewając a cappella strofy z pieśni Ik ken een lied Willema De Mola. Jej ostatnie słowa na scenie brzmiały: „Mijn hart vergeet u niet” — „Moje serce cię nie zapomni”.
Z małżeństwa z Norbertem Fischerem miała syna Umberta. Po śmierci męża w 1950 roku sprzedała willę Cyrnos i na stałe wróciła do Gandawy. Coraz częściej bywała w kasynach w Monte Carlo i Ostendzie, gdzie spędzała długie godziny przy stole do gry. Jej majątek topniał, a relacje rodzinne ulegały ochłodzeniu. Ostatnie lata spędziła w samotności.
Zmarła 16 maja 1983 roku w Gandawie w wyniku zawału serca. Pogrzeb odbył się dzięki wsparciu miłośników opery. Rok później, z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Sztuki Lirycznej, na cmentarzu Westerbegraafplaats stanął jej nagrobek. W 1995 roku miasto Gandawa uhonorowało ją symbolicznie, nadając pobliskiemu parkowi nazwę Vina Bovypark.
Była jedną z najwybitniejszych sopranistek liryczno-koloraturowych swoich czasów. Nieliczne nagrania, które po sobie zostawiła, wciąż zachwycają czystością głosu i techniczną perfekcją. Mimo ogromnego wkładu w rozwój belgijskiej i europejskiej opery, przez lata pozostawała w cieniu historii.
Sylvia Broeckaert wspomina, że jako młoda studentka śpiewu podziwiała plakat z podobizną Viny – pięknej, eleganckiej, pewnej siebie artystki. To wspomnienie stało się impulsem, by przywrócić pamięć o śpiewaczce, która z robotniczej dzielnicy Gandawy wspięła się na wyżyny światowej opery, by później zostać niemal zapomnianą.
Anna Janicka



