Celebryci wkroczyli w nasze życie nie pytając nas o zgodę. Uśmiechają się i mówią: zobacz, to znowu Ja. Czy mnie lubisz, czy nie i tak jestem z Tobą.
Określenie „celebrate” (wyróżniać, honorować) pochodzi z języka łacińskiego. To termin odnoszący się do osoby „często występującej w środkach masowego przekazu i wzbudzającej ich zainteresowanie bez względu na pełniony przez nią zawód” (Wikipedia). W 1961 roku Daniel Morstin sformułował taką definicję: „Celebryta, to osoba, która jest znana z tego, że jest znana”.
Kiedyś istniało pojęcie „bywalec”, ale celebryta brzmi o wiele bardziej… szacownie. Jednak pomiędzy tymi dwoma określeniami jest zasadnicza różnica. Według profesora Jerzego Bralczyka bywalec to „człowiek bywały w świecie”. Natomiast celebryta charakteryzuje się „zachowaniem nacechowanym teatralnością i przesadną powagą”.
Celebryta to nie to samo, co gwiazda, idol czy sławny człowiek. Gwiazda to utalentowana indywidualność, osoba nieprzeciętna, wyróżniająca się, mająca w sobie coś, co sprawia, że jest gwiazdą. A często celebryta uważa się za gwiazdę. I chyba sam jest zdziwiony tym, jak dużo ma do powiedzenia na różne tematy. Problem polega na tym, że ma niewiele do powiedzenia, a często właściwie nie ma nic do powiedzenia.
Za to do perfekcji opanował sztukę mówienia tak, aby nie powiedzieć nic. „Najświeższy komentarz do bieżącej polityki – proszę bardzo. Moja opinia na temat katastrofy w Indiach – ależ bardzo proszę”. Zmiany tematów, słowne uniki, dziwne wypowiedzi, wymijające odpowiedzi…
Pewna „odmiana” celebryty reklamuje na przykład proszek do prania, papier toaletowy czy zupki w proszku. Po kilku emisjach takiego spotu nagle staje się znana i rozpoznawalna. Jest na fali popularności. Jej życie nabiera nowego sensu. Zaczynają się bankiety, wywiady, zaproszenia do różnych programów telewizyjnych. Ustawiane są sesje zdjęciowe i wywiady z kolegami z podstawówki. To szczęście trwa tak długo, jak długo w telewizji emitowana jest reklama. I potem jest problem, bo celebryta już się przyzwyczaił do tego, że jest celebrytą.
Celebryta brzmi dumnie
Życie publiczne pełne jest celebrytów. Jest celebryta: aktor, dziennikarz, piosenkarz, sportowiec, no i celebryta polityk. Panuje opinia, że im ktoś jest słabszy w swoim zawodzie lub w tym co robi, tym bardziej chce być celebrytą. Dodajmy, że nie wszyscy znani ludzie lubią, jeśli tak się ich nazywa.
Profesor Wiesław Godzic w swojej książce „Znani z tego, że są znani. Celebryci w kulturze tabloidów” pisze: […] „W powszechnej świadomości Polaków za celebrytów uchodzą osoby znane, ale niekoniecznie będące autorytetami w swojej dziedzinie” […]. W praktyce oznacza to, że wystarczy raz czy drugi pokazać się w telewizyjnym programie rozrywkowym, serialu lub stać się bohaterem skandalu i nagle przychodzi popularność.
Media tak rozreklamują daną osobę, że stanie się celebrytą. Zacznie się opowiadanie z kim się było, z kim się zerwało, z kim się jadło i z kim się piło. Co się kupiło, co sprzedało, w co zainwestowało. Lśnią na palcach drogie pierścionki zaręczynowe, błyszczą łańcuszki, wisiorki itd., itp.
Przeciętny człowiek patrzy na to wszystko z zazdrością. Też chciałby mieszkać w willi, mieć ochroniarza, jeździć dobrym samochodem i bywać na bankietach. Też chciałby stać się celebrytą. Tylko należy zastanowić się, czy to, jak wygląda i żyje taka „gwiazda”, świadczy o jej indywidualizmie czy wielkości. To tylko zewnętrzna otoczka, a przecież cała siła człowieka tkwi w jego umyśle.
Wśród znanych i popularnych osób są takie, które zasługują na to, aby być znani i szanowani i są czymś więcej niż celebrytami. Ale są i tacy… którzy po prostu są. A czy zasługują na to, by być znanymi i popularnymi? Na to pytanie muszą odpowiedzieć sobie sami.
Malwina Komysz