Belgijsko-holenderska układanka

with Brak komentarzy
Czas czytania: 7 minut

Belgia widziana z holenderskiej perspektywy. I na odwrót

W Belgii mieszkają trzy narodowości, które mało co ze sobą łączy: Flamandowie, Walonowie i ludność niemieckojęzyczna. Bruksela – stolica Europy, znajduje się w państwie podzielonym językowo i terytorialnie. W Belgii mówi się po flamandzku, francusku i niemiecku, a w instytucjach europejskich przede wszystkim po angielsku. Belgom nie przeszkadzają kryzysy rządowe, podziały językowe, a nawet brak rządu. Żyją swoim życiem.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że pod pewnymi względami Belgia różni się od innych europejskich krajów. Bo czy potrafimy sobie wyobrazić Polskę, podzieloną granicą językową i terytorialną, ze stolicą, w której obowiązują dwa języki, gdzie północ kraju utrzymuje biedne południe i narzeka na „tych nierobów”, gdzie istnieje kilka rządów, a prezydent nie potrafi porozumieć się z częścią kraju bo nie zna ich języka? – Trudno to sobie wyobrazić.

Tymczasem przeciętny Belg żyje w swojej wsi, gminie, mieście, i niekoniecznie interesuje się tym, co się dzieje w jego najbliższym otoczeniu. Najlepszym przykładem jest kryzys rządowy, trwający od czerwca 2010 roku do grudnia 2011 (541 dni), będący najdłuższym kryzysem rządowym we współczesnej historii politycznej świata, który pokazał, że mieszkańcy Belgii doskonale poradzili sobie bez rządu. Bo po co im rząd? I tak wstawali do pracy, tramwaje kursowały, wszystko działało; Internet, policja, szpitale, sklepy, kina, komunikacja miejska i restauracje. Można było wszystko załatwić w urzędach i wysłać dzieci do szkoły.

Takiego kryzysu być może nie przetrwałby inny kraj, ale przeciętny Belg nie do końca wie, jakie rządy istnieją w jego kraju i ile ich jest, więc jeśli któryś z nich upadnie, nawet federalny, zawsze kilka innych zostanie.

Belgowie z północnej części kraju, czyli Flamandowie, od lat związani są geograficznie (granica), historycznie i kulturowo z Holandią. Oba narody żyją w zgodzie, co nie oznacza, że nie mają wyrobionych opinii na temat tych z drugiej strony granicy.

W Holandii nie obowiązuje język holenderski, bo takowy nie istnieje, używa się języka niderlandzkiego. Językiem obowiązującym we Flandrii nie jest flamandzki, ale także niderlandzki. Flamandzki to dialekt. W obu krajach obowiązuje niby ten sam język, ale różnice są – i to znaczne. Głównie akcent i znaczenie niektórych słów, co czasem może prowadzić do dwuznacznych sytuacji. W Belgii „poep” (pup) znaczy pupa. W Holandii „poep” oznacza kupę. I tak dalej.

Wprawdzie Flamandowie mówią po niderlandzku, ale charakterologicznie są różni od Holendrów. Prowadzenie interesów z Belgami wymaga więcej cierpliwości niż z Holendrami, którzy są bardziej pragmatyczni, konkretni i do rzeczy. Holendrzy patrzą na Belgów z góry i traktują ich z przymrużeniem oka. Belgowie są dla Holendrów wdzięcznym tematem żartów i kawałów tzw. belgenmoppen, które z przyjemnością powtarzają. A Belgowie nie pozostają im dłużni.

Historycznie…

Niderlandy to historyczna nazwa nizinnych terenów u ujścia Renu, Mozy i Skaldy do Morza Północnego, rozciągnięta z czasem również na Ardeny i tereny dzisiejszej Belgii, Holandii i Luksemburga.

W XVI wieku południowe i północne Niderlandy oddzieliły się od siebie i po latach stworzyły trzy oddzielne państwa: Holandię, Belgię i Luksemburg. Po II wojnie światowej te trzy kraje utworzyły Benelux (nazwa powstała z połączenia pierwszych sylab nazw tych państw: België, Nederland, Luxemburg).

Holendrzy uznają suwerenność swojego belgijskiego sąsiada, ale podkreślają wciąż żywe z nim związki historyczne. Trudno się dziwić, bo w przeszłości Belgia tworzyła z Holandią jeden twór zwany Królestwem Zjednoczonych Niderlandów.

W założeniu miało to być silne państwo, skutecznie powstrzymujące ekspansję terytorialną Francji. Jednak nieudolne rządy króla Wilhelma I, który faworyzował protestantyzm, doprowadziły do wybuchu niezadowolenia w katolickiej Belgii, co zakończyło się rewolucją i oderwaniem się tego państwa od Holandii w 1830 roku. Fakt ten został zaakceptowany przez Holendrów dopiero dziewięć lat później na konferencji londyńskiej. Od tego momentu nazwa „Królestwo Niderlandów” odnosi się do terenów dzisiejszej Holandii.

Belgia kontra Holandia

Belgia to kraj zróżnicowany i to pod wieloma względami. Mały kraj, tak otwarty na zewnątrz, a tak podzielony. Północ i południe to odrębne rządy i ministrowie, inny język, tradycje, kultura, literatura, często inne przepisy, inny system edukacyjny, inny poziom zatrudnienia i bezrobocia. Pozostaje jeszcze Bruksela, byt jakby trochę z innego świata.

Regiony Belgii różnią się nawet krajobrazem. Walonia jest bardziej górzysta, jej miasteczka przypominają Francję. Flandria, przeważnie płaska, z dostępem do morza, z dużą ilością rowerzystów i dróg rowerowych przypomina Holandię.

Belgia często nazywana bywa brzydszą siostrą Holandii, ale nie jest to określenie do końca prawdziwe. Ten kraj ma fascynującą kulturę i sztukę, architekturę i tradycje kulinarne. Nie wspominając o frytkach, czekoladzie i słynnych na cały świat belgijskich piwach.

W Holandii wszystko jest inne niż w Belgii.  W Belgii życie toczy się inaczej niż w Holandii. Belgia jest bardziej swojska niż Holandia. Przekraczając granicę holendersko-belgijską od razu zauważa się różnicę. Holandia, kraj słynący z tulipanów, sera, wiatraków i rowerów, jest krewniakiem Niemców, Anglików i Skandynawów. W Holandii wszystko jest bardziej poukładane niż w Belgii, a jej mieszkańcy dumni są ze swojej bogatej historii i kultury.

Kraj oficjalnie zwie się Holandia (Nederland), jest częścią Królestwa Niderlandów (w liczbie mnogiej), ponieważ w skład królestwa wchodzi jeszcze parę wysepek na Karaibach (pozostałości kolonializmu).

Mówi się, że Bóg stworzył świat, a Holendrzy stworzyli Holandię. Znaczna część tego kraju przez wieki powstawała z pracy ludzkich rąk. Holendrzy latami walczyli z morzem, walczyli wspólnie, nie indywidualnie, co ukształtowało ich charakter. Przez lata przeciwstawiali się morskiemu żywiołowi, nauczyli się radzenia sobie w trudnych, nawet kryzysowych sytuacjach, i potrafili wyjść cało z niejednej opresji.

Mieszkańcy tego płaskiego, nizinnego kraju, gdzie 25 procent lądu znajduje się poniżej poziomu morza, zabrali morzu 8 tysięcy km2. O tyle powiększyli powierzchnię Holandii po zrealizowaniu planu Delta (1958 – 1986), polegającego na odgrodzeniu groblami i tamami ujścia rzek Skaldy Wschodniej, Mozy i Renu od Morza Północnego i osuszeniu tego terenu.

Belgowie kontra Holendrzy

Zacznijmy od Belgów. Żeby odpowiedzieć na pytanie, jacy są mieszkańcy kraju piwa, frytek i czekolady, należałoby zapytać, o których Belgów chodzi. O tych z południa, tych z północy, czy tych z Brukseli? (Ludzie z tego kraju na ogół nazywani są Belgami, bez rozróżnienia, jakim językiem się posługują i z którego regionu pochodzą.

Walonowie są zupełnie inni niż Flamandowie. Brukselczycy także się różnią, chociaż bliżej im do Walonów. Walonowie mają dużo wspólnego z Francją i Francuzami, chociaż nie lubią być do nich porównywani, a Flamandowie z Holandią i Holendrami. Oni też nie lubią porównywania ich do sąsiadów.

Flamandowie są postrzegani jako naród pracowity, zaradny, w jakimś stopniu perfekcyjny, punktualny i wymagający (od siebie i od innych).

Walonowie mają opinię narodu czekającego na mannę z nieba, korzystającego z dobrodziejstwa państwa opiekuńczego. Oczekują pieniędzy, ale nie przepadają za pracą i nie lubią się męczyć. Taka opinia to duże uogólnienie, ale prawdą jest, że wielu Flamandów ma o swoich południowych sąsiadach właśnie takie zdanie.

Popularny flamandzki humor:

Belgijski król wychodzi na balkon, aby pozdrowić lud. Zebrany tłum skanduje: „Vive le Roi!” (po francusku: niech żyje król). Król odwraca głowę do szambelana z pytaniem: „a gdzie są Flamandczycy?” Szambelan odpowiada: „w pracy”.

Brukselczycy są połączeniem tego wszystkiego, mieszaniną flamandzko-walońską z dziwnym brukselskim dialektem. Według wielu zadzierają nosa nie mając ku temu żadnych powodów. Bo na fakt, że to w ich mieście znajduje się stolica Unii, w żaden sposób sobie nie zasłużyli i nie zapracowali.

Mieszkańcy każdego z rejonów Belgii mają o sobie nawzajem własne zdanie. Flamandowie i Walonowie twierdzą, że Brukselczycy są aroganccy i grubiańscy. 64% francuskojęzycznych Belgów nazywa Flamandczyków „republikanami”. Połowa Walończyków oskarża mieszkańców Flandrii o nietolerancję i rasizm.

Pomijając wszelkie podziały i uogólniając: Belgowie postrzegani są jako osoby ceniące sobie punktualność i nietolerujące spóźnień. Są oszczędni, wręcz skąpi i nie lubią marnotrawstwa. Nie należy ich pytać o sprawy prywatne i osobiste, różnice językowe czy podziały pomiędzy Flamandami a Walonami.

Nie są wylewnie towarzyscy. Na spotkania umawiają się poza domem, do którego zapraszają tylko wybrane osoby. Bardzo poważnie podchodzą do kwestii oddzielenia życia służbowego od prywatnego. Cenią sobie ciężką pracę i tego samego oczekują od partnerów.

Ambicją Belga jest mieć swój własny dom, który zaprojektuje według własnego uznania. Dom musi być duży, ładny i inny niż sąsiada. „Każdy Belg rodzi się z cegłą w brzuchu” – tak mówią sami o sobie. W tym zasadniczo różnią się od Holendrów.

Belgowie nie lubią chwalić się swoimi osiągnięciami czy majątkiem. Cenią sobie prywatność i starają się „nie rzucać się w oczy”. Tu nikt nikomu nie zagląda do łóżka, nie ocenia i nie mówi, jak żyć.

Nie mają poczucia narodowej tożsamości, ponieważ Belgia historycznie jest krajem stosunkowo młodym. Kiedyś po prostu takiego państwa nie było. Historia Belgii nie jest nacechowana martyrologią, tak jak historia Polski, a jej mieszkańcy nie obnoszą się ze swoim patriotyzmem i miłością do Ojczyzny i do króla. Łączy ich piłka nożna (nie zawsze), frytki i piwo.

A jak postrzegani są Holendrzy?

Tak jak w przypadku Belgów, istnieje wiele stereotypów odnoszących się do charakteru, pracowitości czy zachowania Holendrów.

Na portalach internetowych można przeczytać takie oto opinie: „Holendrzy są skąpi i uparci. Zawsze mają swoje zdanie i niełatwo idą na kompromisy. Nie lubią narzucania im własnego zdania. Twardo stąpają po ziemi, są racjonalni, trzeźwo myślący, nie szafują emocjami. Potrafią mieć dystans, także do siebie. Są życzliwi, ale dość zamknięci. Nie są zainteresowani nawiązywaniem nowych przyjaźni (wystarczają im te, które mają), nie nawiązują głębokich relacji.

Holendrzy to naród skolektywizowany, podporządkowany regułom, bez indywidualnych działań. W Holandii wszystko jest „pod sznurek”, prawie nie widzi się budowlanych samowolek. Obowiązuje plan zagospodarowania przestrzennego („bestemmingsplan”). Nie ma w nim miejsca na indywidualizm. Dlatego w Holandii ulice i dzielnice wyglądają tak samo, tak jak zaplanowała rada miasta czy gminy

Holendrzy są narodem zadowolonym, usatysfakcjonowanym z poziomu życia na dość, a nawet wysokim poziomie. Tak jak Flamandowie, uważani są za oszczędnych, a nawet skąpych. Uważają, że życiem rządzą pieniądze, dlatego trzeba je mieć.

Zarzuca się im brak kultury jedzenia i brak dobrego jedzenia. Holendrzy nie celebrują posiłków i nie dbają o smaki.

Jest to naród dumny, przekonany o swojej wartości i niezakompleksiony. Często jednak odbierany jest jako wywyższający się, przewrażliwiony na swoim punkcie. Wszystko wiedzą lepiej i uwielbiają doradzać. Są twardzi, zahartowani zarówno ciałem, jak i duchem, od dzieciństwa przygotowywani na trudne warunki.

Czy rzeczywiście powiedzenie „Bóg wie wszystko, ale Holender wie lepiej”, jest zgodne z prawdą, trudno powiedzieć.

Belgowie i Holendrzy mają na swój temat wiele do powiedzenia. Znaczna większość Flamandów uważa, że mieszkańcy Holandii są aroganccy, hałaśliwi i skąpi. Natomiast według większości Holendrów Flamandowie są trochę ograniczeni, ale przy tym wyjątkowo skromni.

Holendersko-belgijskie złośliwości i antypatie ograniczają się na ogół do dowcipów, w których druga strona wypada niekorzystnie. Jakie kawały Holendrzy opowiadają o Belgach? W dowolnym tłumaczeniu na przykład takie:

Belgowie odpalają swoją pierwszą rakietę.
Reporter pyta – dokąd to będzie podróż?
Więc – mówi Belg – lecimy na Słońce.
Na Słońce? – pyta reporter. – Ale tam przecież jest za gorąco. Nie boi się pan, że rakieta się roztopi?
Co pan myśli? – odpowiada Belg. – Nie jesteśmy wariatami. Oczywiście, polecimy nocą!

I kolejny:

Belg poszedł do sklepu z drabiną pod pachą.
Kobieta ze sklepu zapytała go: – Czemu masz ze sobą drabinę?
Na co mężczyzna odpowiedział: – Przecież są wysokie ceny.

Jak widać, Holendrzy traktują Belgów jako osoby mało rozgarnięte. Na co ci ostatni zarzucają Holendrom skąpstwo:

Dlaczego Holender stoi zimą z rana z jajkiem obok drogi?
Czeka, aż będzie przejeżdżała solarka.

Holender kupuje los na loterii.
Ktoś pyta: – Co pan zrobi, jeśli pan wygra tych sto tysięcy euro?
– Przeliczę, odpowiada Holender.

I na tym zakończmy…

 

Anna Janicka

Źródła:

magda-emigrantka.com, wiatrak.nl, kastu.pl, polonia.nl, jezykholenderski.blogspot.com

Facebook