W Belgii żywot dobry wiodą bobry

with Brak komentarzy
Czas czytania: 4 minut

Praktycznie w całej Europie przybywa bobrów, ale w kraju, który nie może się pochwalić zbyt wybujałą fauną ostatnie lata przyniosły istną ekspansję drugich co do wielkości gryzoni świata.

Na ich obecności i aktywności środowisko zazwyczaj korzysta. Jednak biorąc pod uwagę ile osobników różnych gatunków musi pomieścić ograniczona belgijska ziemia, konflikty z przedstawicielami homo sapiens stają się nieuchronne.

Po pierwsze – zęby. Bóbr gryźć musi, bo inaczej siekacze będą mu rosły aż nie będzie w stanie jeść i umrze z głodu. Wyjątkowa anatomia pyska pozwala mu gryźć nawet pod wodą. Drzewko o średnicy 12 centymetrów ścina w 5 minut. Po drugie – zwinne łapki. Bóbr potrafi okręcać gałązkę wielkości ołówka, jednocześnie objadając z niej korę. Po trzecie – majestatyczny ogon. To ster do pływania, przenośna poduszka do siedzenia, magazyn tłuszczu na zimę, wachlarz na lato, narzędzie do uklepywania błota podczas prac hydrotechnicznych oraz do ostrzegawczego uderzania w taflę wody w razie niebezpieczeństwa. Wreszcie sierść – niesamowicie miękka, kilkadziesiąt razy gęstsza od włosów młodego człowieka.

To właśnie dla futra i aromatycznej wydzieliny kastoreum bobry niemal wytępiono. Dodatkowo kościelni mędrcy zaklasyfikowali wodolubne i otłuszczone na ogonie zwierzę do ryb, co umożliwiło jego przyrządzanie w postne piątki. W Brabancji ostatniego bobra zastrzelono w 1848 r., kilkadziesiąt lat później zniknęły one również z Ardenów. Na początku XX wieku na terenie całej Eurazji zliczono raptem 1,2 tys. osobników.

Dzisiaj ostrożne szacunki mówią o 1,5 miliona bobrów na obszarze między Hiszpanią a Mongolią. W Belgii reintrodukcja gatunku rozpoczęła się w latach 90. minionego wieku. Nastąpiło to w zupełnie wariacki sposób. Pierwsze bobry same przepłynęły z Niemiec, ale następne zostały już stamtąd przeszmuglowane – przez dwóch bobrofili, którzy w Ardenach i okolicach Namur wypuścili łącznie 100 zwierząt. Kolejne dwadzieścia „kowboje” z Walonii również bez pytania kogokolwiek o zgodę wprowadzili do rzeki Dijle pod Leuven.

Belgijskie rzeki i rzeczułki szybko zapełniły się nowymi-starymi lokatorami. W całym kraju mieszka ich obecnie ponad 4 tys., z czego ok. 450 we Flandrii. W ciągu ostatnich pięciu lat populacja wzrosła tu dwukrotnie i kolonizacja trwa. A trzeba wiedzieć, że mamy do czynienia z terytorialnymi bestiami. Jeśli zdarzy wam się zobaczyć bobra w centrum miasta, to znaczy, że młody osobnik ruszył na poszukiwanie własnego kąta, bo wszystkie lepiej dostępne miejscówki są już zajęte.

Gdy gryzoń znajdzie już swe miejsce na ziemi i wstąpi w trwający całe życie związek z drugą połówką, to na całego pochłonie go inżynieria środowiskowa. W Walonii bobry budują tamy na kilkadziesiąt metrów długości, trzy szerokości i dwa wysokości. Podnosząc stan wody w rzekach, doprowadzają do filtrowania jej z azotanów przez nadbrzeżne gleby, co hamuje rozmnażanie się alg i daje wytchnienie rybom. Zalane polany i płytkie oczka wodne stają się idealnymi tarliskami i przyciągają wszelkiej maści owady. Dziko cieszy to nietoperze, płazy, a w konsekwencji np. czarne bociany, których od kilkunastu lat w południowej Belgii przybywa.

Bioróżnorodność krajobrazu zarządzanego przez bobra jest bez wątpienia większa niż bez jego ingerencji. Nie wszystkim jednak zmiany w ekosystemie się uśmiechają. W 2021 r. w Houffalize w prowincji Luksemburg dwa bobry najpierw ktoś zastrzelił, a potem przywiązał do drogowskazu. Do czynu przyznał się właściciel okolicznego stawu, z końcem listopada minionego roku zasądzono mu grzywnę w wysokości kilkunastu tysięcy euro. W Esneux pod Liège bóbr został ukrzyżowany na przydrożnym słupie. Załączona kartka tłumaczyła motyw: „Mamy dość szkód wyrządzanych w naszych ogrodach. Bobry zabiły ludzi podczas powodzi. Ścięły tysiące drzew, które utworzyły tamy, wywołały tsunami lub zderzyły się z domami, które zawaliły się, powodując śmierć. Te szkodniki muszą zostać wyeliminowane”.

Żeby było jasne, walońską powódź sprzed dwóch i pół roku wywołały niespotykane wcześniej opady deszczu, a rwący prąd niósł wówczas nie tylko powalone drzewa, lecz również samochody, przyczepy kampingowe, elementy budynków. O ile w ogóle można posądzać bobry o jakiś wpływ na kataklizm, to naukowcy z Uniwersytetu w Gandawie wskazują prędzej, że tworzone przez gryzonie jeziorka osłabiają impet fali powodziowej. Wywołane bobrzymi tamami podtopienia w skali mikro zmniejszają prawdopodobieństwo powodzi w dolnym biegu rzeki.

Faktem są występujące z brzegów strumyki, zalewane pastwiska, drogi albo ścieżki rowerowe, na co poszkodowane gminy reagują usuwaniem tam i żeremi – po wcześniejszym uzyskaniu specjalnego zezwolenia, bo zarówno bóbr, jak i jego budowle znajdują się pod ochroną. Likwidacja tam nie ma jednak większego sensu, bo w parę dni bobry są w stanie je odbudować, a przeprowadzają się niechętnie. Newsy praktycznie z każdego regionu Belgii z ostatnich mokrych miesięcy potwierdzają ten schemat.

Trwalsze rozwiązania przewidują z jednej strony zabezpieczenia grobli (w których bobry drążą dziury), a z drugiej instalację systemów „beaver deceiver”, czyli rur przepływowych w tamie, z których zwierzę nie zdaje sobie sprawy. No i oczywiście wszelkie osłony drzew oraz upraw rosnących w bezpośrednim sąsiedztwie rzeki. Co roku bóbr powala średnio 50 drzew, z których wcina korę, gałązki i listowie, a pnie wykorzystuje w swoich konstrukcjach.

Kompensacji ewentualnych strat można w Belgii dochodzić w regionalnych agencjach ochrony środowiska, pod warunkiem, że zgłoszą się do nich osoby zawodowo zajmujące się rolnictwem, leśnictwem lub hodowlą ryb. Wnioskujący musi wykazać, że sam zastosował już środki zapobiegawcze takie jak chociażby właśnie grodzenia, siatki lub odstraszacze opisane w oficjalnych broszurach.

Walońskie i flamandzkie regulacje dotyczące kohabitacji bobra i człowieka mają ponad 10 lat, unijna dyrektywa o ścisłej ochronie gatunku ponad 30. Dzisiaj tu i ówdzie przebąkuje się o złagodzeniu statusu ochronnego, a pojedyncze gminy domagają się większej swobody w kontrolowanym odławianiu i w ostateczności odstrzale gryzoni. A może z odsieczą przyjdzie sama natura, bo apetycznie na bobry spoglądają np. wilki. W ciągu ostatnich kilku lat ich belgijski stan zwiększył się z zera do dwudziestu kilku.

Maciej Bochajczuk

Facebook