Sabena – wzloty i upadki

with Brak komentarzy
Czas czytania: 4 minut

Belgijskie linie lotnicze Sabena, oficjalnie znane jako Société Anonyme Belge d’Exploitation de la Navigation Aérienne z bazą na lotnisku w Brukseli, były przez wiele lat wiodącym narodowym przewoźnikiem.

Przedsiębiorstwo to zostało częściowo sfinansowane z dochodów belgijskiej kolonii w Kongu.

Sabena została założona 23 maja 1923 roku przez rząd belgijski po tym, jak jej poprzedniczka SNETA, utworzona w 1919 roku, zaprzestała działalności.

Pierwszy lot Sabeny z Brukseli do Londynu przez Ostendę miał miejsce 1 lipca 1923 r. Niecały rok później uruchomiono połączenia do Rotterdamu i Strasburga, następnie do Bazylei i Amsterdamu, a w 1929 roku do Hamburga przez Antwerpię.

Sabena szybko rozwijała swoją sieć międzynarodowych tras. W latach 30. i 40. oferowała loty do krajów Afryki, w tym do Konga Belgijskiego, gdzie miała znaczący wpływ na rozwój tamtejszego lotnictwa i infrastruktury. Po II wojnie światowej w jej taborze były najnowocześniejsze wówczas samoloty. Wprowadziła też loty na dłuższych trasach, łącząc Brukselę z Nowym Jorkiem i Montrealem.

Na przełomie XX i XXI wieku Sabena zaczęła borykać się z problemami finansowymi, do których przyczyniły się między innymi wysokie koszty operacyjne, konkurencja na rynku lotniczym i strajki pracowników. W roku 1990 przedsiębiorstwo zmieniło nazwę na „SABENA World Airlines”.

W 1995 szwajcarski Swissair zakupił 49 procent akcji przedsiębiorstwa i właśnie to posunięcie było jednym z najważniejszych powodów upadku firmy. W 2001, po stratach wywołanych zamachem na World Trade Center i Pentagon, Sabena ogłosiła upadłość i zaprzestała działalności (ostatni lot 7 listopada 2001).

W 2005 roku na gruzach Sabeny powstały belgijskie linie lotnicze Brussels Airlines, obecnie największy narodowy przewoźnik w tym kraju.

Uprowadzenie

Wczesnym popołudniem 8 maja 1972 roku na lotnisku w Brukseli odprawiano lot numer 751 belgijskich linii lotniczych Sabena do Tel Awiwu z międzylądowaniem w Wiedniu. Pasażerami byli w większości Żydzi wracający do Izraela z Belgii i Holandii. Wśród 99 podróżnych na pokładzie samolotu znajdowało się także czworo zamachowców z organizacji terrorystycznej Czarny Wrzesień, którzy dzień wcześniej przybyli do Brukseli: dowódca komanda Kapitan Rifat, jego towarzysz Abdel al-Atrash, oraz kobiety Ruma Isa Tanus i Tirza Ish’ah Halasah Samirah.

Terroryści posługiwali się doskonale sfałszowanymi izraelskimi paszportami, które bez problemu przeszły odprawę. A w owym czasie kontrola lotów do Izraela była bardzo staranna. Jednak, mimo wzmożonej ochrony lotniska i patroli uzbrojonych w pistolety maszynowe, czwórce terrorystów udało się przemycić na pokład pistolety, granaty (zaszyto je w podwójnym dnie podręcznych toreb) orazmateriały wybuchowe, które terrorystki ukryły w biustonoszach i w miejscach intymnych.

Po 20 minutach od wylotu z Wiednia zamachowcy rozpoczęli akcję. Terrorystki, które wcześniej w toalecie wyjęły i uzbroiły ładunki wybuchowe, zajęły się pasażerami, mężczyźni zaś wpadli do kokpitu terroryzując kapitana oraz drugiego pilota.

Z pistoletem przy skroni

Kapitanem samolotu był Reginald Levy – doświadczony brytyjski pilot od lat pracujący dla Sabeny. W ten feralny poniedziałek obchodził on swoje 50 urodziny. Na pokładzie samolotu znajdowała się jego żona. Oboje udawali się na urlop do Izraela, a darmowy bilet w pierwszej klasie był dla żony pilota prezentem od linii lotniczej.

Opanowanie kapitana w zaistniałej sytuacji okazało się nieocenione. Kiedy terrorysta przyłożył mu pistolet do głowy i kazał lecieć do Tel Awiwu (który i tak był portem docelowym), spokojnie powiadomił pasażerów o sytuacji na pokładzie słowami: – Jak państwo widzą, mamy niespodziewane towarzystwo w tym locie…

Około godz. 19.05 samolot wylądował na wyznaczonej części lotniska w Tel Awiwie. Wcześniej terroryści oddzielili zakładników z izraelskimi paszportami lub żydowsko brzmiącymi nazwiskami od pozostałych. W międzyczasie informacja o porwaniu samolotu dotarła już do Izraela.

Kapitan Levy nawiązał kontakt z wieżą kontrolną i z pistoletem przy skroni odczytał nazwiska 317 przebywających w izraelskich więzieniach palestyńskich terrorystów, którzy mieli zostać zwolnieni w zamian za zwrócenie wolności pasażerom i załodze. W wypadku niespełnienia tych żądań zamachowcy zagrozili wysadzeniem samolotu wraz z przetrzymywanymi na jego pokładzie pasażerami.

Operacja Izotop

Ówczesna premier Izraela Golda Meir wydała rozkaz siłowego rozwiązania konfliktu. I tak rozpoczęła się operacja „Izotop”. Ze strony izraelskiej akcją dowodził major Ehud Barak (w przyszłości premier Izraela), a szefem jednej z grup szturmowych został porucznik Beniamin Netanjahu (obecny premier).

Najpierw trzeba było unieruchomić samolot. Istniała bowiem realna groźba jego eksplozji w wyniku niekontrolowanej wymiany ognia pomiędzy terrorystami a komandosami. Po zapadnięciu zmroku izraelscy komandosi z jednostki Sayeret Matkal przecięli przewody hydrauliczne, wypuścili powietrze z opon i opróżnili zbiorniki paliwa.

Około godziny 22.00 z samolotu wyskoczył członek załogi, aby na polecenie zamachowców zbadać stan podwozia. Odkrył przecięte przewody i brak powietrza w oponach. Przekazał informację kapitanowi Levy’emu, który utrzymał ją w tajemnicy przed porywaczami. Jednocześnie sztab kryzysowy prowadził negocjacje z terrorystami.

Następnego dnia w godzinach porannych do Tel Awiwu przyleciała delegacja belgijskiego rządu z ofertą dwóch milionów dolarów dla terrorystów w zamian za zwolnienie zakładników. Propozycja została odrzucona.

Kilka godzin później zamachowcy wysłali kapitana samolotu jako negocjatora, by przekonał władze do spełnienia ich żądań. Kapitan Levy przekazał Izraelczykom wszystko, co zaobserwował na pokładzie i wrócił do samolotu.

Taktyczny fortel i finał akcji

W pewnym momencie na płycie lotniska, w odpowiedniej odległości od porwanej maszyny, stanął Boeing 747 linii TWA, a na jego pokład zaczęli wchodzić mężczyźni w więziennych uniformach. Nie byli to jednak uwolnieni palestyńscy „bojownicy”, ale przebrani izraelscy żołnierze. Terroryści uwierzyli, że ich towarzysze zostali zwolnieni z więzień.

Do samolotu podeszło 16 mężczyzn w białych kombinezonach techników lotniczych.Porywacze spodziewali się ich przybycia, gdyż prosili o naprawę zniszczonych opon w samolocie. Jednak co najmniej dwanaście z tych szesnastu osób to nie byli mechanicy.

Grupa komandosów po wejściu na pokład napotkała Abdela al-Atrasha, który został natychmiast zastrzelony. Jedną z terrorystek leżącą między fotelami wyprowadzono z samolotu. Nie odniosła żadnych obrażeń.

Inni natknęli się na przywódcę terrorystów – Rifata, który strzelając zaczął uciekać w kierunku kokpitu, po czym schował się w toalecie. Izraelczycy otworzyli ogień, zamachowiec zginął na miejscu. Ostatnia terrorystka została obezwładniona i wyprowadzona z samolotu. Oprócz dwóch terrorystów śmierć poniosła również jedna z pasażerek, gdyż niespodziewanie wstała z fotela podczas szturmu. Kilku innych pasażerów zostało rannych. Pomimo tego uznano, że operacja „Izotop” zakończyła się sukcesem.

Kilka dni później premier Golda Meir wydała dla uczestników akcji uroczysty obiad, na którym pojawił się także kapitan Levy z żoną. Pani premier pogratulowała mu niezłomnej postawy podczas porwania. Kapitan stał się osobą bardzo popularną, jego zdjęcia pojawiały się w każdej gazecie. Niestety, na skutek pogróżek ze strony terrorystów, był zmuszony przenieść się na pewien czas z rodziną do RPA. Potem powrócił do pracy w Sabenie.

Dwie terrorystki, które przeżyły szturm, otrzymały wyroki dożywotniego więzienia, ale po dziesięciu latach zostały zwolnione w ramach wymiany jeńców. Feralny Boeing 707 jeszcze przez pięć lat latał w barwach Sabeny, po czym został zakupiony przez Izraelczyków i przerobiony na samolot wywiadowczy.

Ciąg dalszy w kolejnym numerze.

Anna Janicka

Źródła: podroze.onet.pl, wydawnictwovesper.pl/blogbiszopa, wikipedia.org

Facebook