Jak Belg został chińskim mandarynem

with Brak komentarzy
Czas czytania: 4 minut

Jeśli ktoś myśli, że osoba, która nie jest Chińczykiem, nie może zostać mandarynem, jest w błędzie. Belg Paul Splingaerd jest tego najlepszym, choć odosobnionym przykładem. Podrzutek i analfabeta, któremu udało się wspiąć się na najwyższe szczyty drabiny społecznej w Cesarstwie Chińskim. Historia jego życia to gotowy scenariusz na pasjonujący film.

Nazywany jest „belgijskim Marco Polo” swoich czasów. Jego belgijskie korzenie i status chińskiego mandaryna dały mu wyjątkowe możliwości jako łącznika przy wielu projektach chińsko-belgijskich pod koniec XIX wieku. Chociaż znacznie bardziej znany był w Chinach, jako Bi Lishi Lin (Belgijski Lin), cieszył się także pewną sławą w Europie.

Splingaerd urodził się w porewolucyjnych latach secesji Belgii od Holandii. Zaledwie kilkanaście lat wcześniej rewolucja belgijska doprowadziła do powstania Królestwa Belgii. Ale dopiero w 1839 roku, trzy lata przed narodzinami Paula, traktat londyński ostatecznie uznał Belgię za niepodległy kraj. Rok jego narodzin był jednocześnie rokiem, w którym Chiny otworzyły się na Zachód.

W dniu swojego przyjścia na świat – 12 kwietnia 1842 roku Paul Splingaerd został umieszczony w brukselskim sierocińcu prowadzonym przez katolickie zakonnice. Zaledwie sześć tygodni później stał się przybranym dzieckiem rodziny Després z rolniczej miejscowości Ottenburg w gminie Huldenberg, w prowincji Brabancja Flamandzka.

W owym czasie była to okolica mająca za sobą lata nieurodzaju, epidemii i upadku przemysłu lnianego. Rosnąca bieda okazała się dla zdobycia podstawowej edukacji przeszkodą nie do pokonania. Paul, podobnie jak pozostałe dzieci z Ottenburg nie potrafił czytać i pisać.

W wieku 21 lat wyjechał do Brukseli, aby odbyć obowiązkową służbę wojskową i znaleźć pracę. Tam zetknął się z księdzem Theophile Verbist, belgijskim duchownym rzymskokatolickim, misjonarzem, założycielem Zgromadzenia Niepokalanego Serca Maryi, późniejszym prowikariuszem apostolskim Mongolii. To spotkanie całkowicie zmieniło jego życie.

Ksiądz szukał służącego, który towarzyszyłby mu w podróży do Mongolii, wówczas chińskiej prowincji. Słabe wykształcenie młodego człowieka nie zniechęciły duchownego, który uznał go za „inteligentnego, bystrego, patriotycznego, lojalnego i pobożnego chrześcijanina”. I tak w sierpniu 1865 roku Paul wyruszył w podróż, która zaprowadziła go do Xiwanzi w Mongolii. Szybko nauczył się mongolskiego i, co ciekawe, chińskiego ze słuchu.

Trzy lata później ojciec Verbist zmarł, a Splingaerd znalazł zatrudnienie w pruskiej misji w Pekinie, gdzie miało miejsce drugie w jego życiu decydujące spotkanie. Niemiecki geolog i kartograf Ferdinand von Richthofen, twórca terminu „Jedwabny szlak”, zatrudnił Paula jako przewodnika i tłumacza. Wspólnie odbyli siedem misji podróżując przez jedenaście chińskich prowincji.

Belg wykorzystał te wyprawy, aby odświeżyć swoją znajomość języka, kraju i jego mieszkańców, oraz dowiedzieć się jak najwięcej o mineralogii i geomorfologii. Kiedy w 1872 roku jego kontrakt z von Richthofenem wygasł, rozpoczął handel futrami i wełną w Kalgan, obecnie Zhangjiakou. Tam poznał i poślubił Catherine Li, mandżurską chrześcijankę, z którą miał trzynaścioro dzieci.

Kariera w Chinach
Rok 1881 to nowy zwrot w życiu Belga. Rozpoczął pracę jako inspektor celny w Jiuquan. Dzięki talentowi do języków nauczył się trochę rosyjskiego i tureckiego. Doświadczenie zdobyte podczas pracy u von Richthofena pozwoliło mu określić, jakie metale są transportowane przez jego obszar jurysdykcji. Kontrolował rosyjski handel z Chinami.

Sprawował również obowiązki sądowe i medyczne. Promował wśród Chińczyków i władz cesarstwa zachodnią kulturę i technologię. Pełnił tę funkcję przez czternaście lat. Jako wysoki przedstawiciel rządu cesarskiego zajmował wystawną oficjalną rezydencję, został także mianowany sędzią pokoju, zyskując reputację uczciwego negocjatora.

Belg i jego chińska żona bardzo zaangażowali się w działania na rzecz lokalnej społeczności. Przekształcili część swojego domu w ośrodek opieki i szczepień.

W 1896 roku Lin Fuchen zrezygnował ze stanowiska celnika i wraz z rodziną osiadł w Szanghaju. Przez pewien czas pracował jako inspektor górniczy w kopalni. Skontaktowali się z nim wtedy przedstawiciele belgijskiego króla Leopolda II. Chcieli wykorzystać jego znajomość języka i zwyczajów chińskich do wynegocjowania kontraktu na budowę linii kolejowej między Pekinem a Hankou. Jego udane wysiłki zostały nagrodzone przez króla Belgów. Otrzymał medal Chevalier de l’Ordre de la Couronne (Order Korony).

Nadal zajmował ważne dla rządu w Pekinie stanowiska. W uznaniu zasług otrzymał wiele nagród i wyróżnień, w tym tytuł mandaryna. Był także członkiem wielu prestiżowych stowarzyszeń naukowych w Europie.

Splingaerd stał się jednym z pierwszych Europejczyków, którzy poznali język mandaryński. Jego praca i badania w dziedzinie języka i kultury chińskiej przyczyniły się do rozwoju europejskiej wiedzy na temat Chin. Napisał wiele prac na temat Chin, w tym gramatykę języka mandaryńskiego i dzieło na temat chińskiej sztuki kaligrafii. Jego praca nad językiem mandaryńskim umożliwiła Europie głębsze zrozumienie chińskiej kultury i cywilizacji.

Interesował się również astronomią i pracował jako obserwator w cesarskim obserwatorium astronomicznym w Pekinie. Jego prace nad astronomią przyczyniły się do rozwoju europejskiej wiedzy na temat chińskiego systemu kalendarzowego i astronomicznego.

Splingaerd wiele razy spotykał się z cesarzem Chin Xianfengiem, który doceniał jego pracę naukową i na polu kultury. Był jednym z niewielu Europejczyków, którzy mieli dostęp do cesarskiego dworu i był regularnie zapraszany na prywatne audiencje z cesarzem.

Chińczycy szanowali go za pracę naukową i kulturalną oraz za jego umiejętności językowe. Jego działania przyczyniły się do zacieśnienia relacji między Europą a Chinami i do lepszego wzajemnego zrozumienia obu kultur. Zmarł w 1906 roku w Xi’an w Chinach.

W setną rocznicę jego śmierci regionalne towarzystwo historyczne w Ottenburg wystawiło mu pomnik. W 2008 roku w mieście Jiuquan wzniesiono kolejny pomnik ku jego czci.

W 2009 roku potomkowie Splingaerda spotkali się w Lanzhou w Chinach, w stulecie powstania pierwszego żelaznego mostu łączącego dwa brzegi Żółtej Rzeki (Huang He) obok rzeki Jangcy, najważniejszej rzeki Chin. Jej nazwa pochodzi od prostego faktu, że jest ona po prosty żółta. Dosłownie. Lanzhou to stolica prowincji Gansu i największe miasto leżące nad Rzeką Żółtą. Znajduje się tu pierwszy stały żelazny most przerzucony nad tą rzeką na początku XX wieku. Inicjatorem budowy mostu był Belgijski Mandaryn.

„Belgijski Marco Polo”, jak i Marco Polo urodzony o ok. 600 lat wcześniej w Wenecji, dzięki pełnym przygód podróżom do Chin i Mongolii mają ze sobą wiele wspólnego. Jednak ścieżki, którymi dotarli na karty historii, miały nie tylko geograficzny wymiar.

„Włoski Marco Polo” – nie ujmując tutaj jego zasług – podążał szlakiem przetartym wcześniej przez swojego ojca i stryja – weneckich kupców. Ale nasz belgijski podróżnik, który również przebył tysiące kilometrów, odbył jeszcze jedną wielką osobistą podróż – podróż awansu społecznego, w którą wyruszył jako podrzutek i analfabeta z farmy w Ottenburg. Dotarł bowiem aż na dwór cesarski w Chinach oraz na salony dyplomatów i arystokratów w Europie.

Paul Splingaerd jest przykładem człowieka, który tak wyjątkową karierę zawdzięczał sam sobie, własnemu wysiłkowi i wytrwałości w dążeniu do osiągania swoich celów.

Anna Janicka

Źródła:
nl.wikipedia.org, focusonbelgium.be/nl, brusselstimes.com

Facebook