Rozwarstwienie społeczne, nierówności majątkowe, ogromny deficyt budżetowy oraz trwające od lat konflikty między Flamandami a Walonami, to tylko niektóre z problemów targających tym niewielkim krajem.
Arthur Apostel – jeden z czołowych ekonomistów belgijskich przeprowadził w połowie ubiegłego roku badanie, które ujawniło prawdziwy zakres nierówności majątkowych w Belgii. Badanie wykazało, że 1% najbogatszych Belgów jest w posiadaniu 24% krajowego bogactwa.
Poziom nierówności w tym kraju nie należy wprawdzie do najwyższych na świecie i w Europie, ale ma ścisły związek z pogarszaniem się jakości życia wielu jego mieszkańców.
Pandemia covid 19 pokazała nieporadność rządu na poziomie ochrony zdrowia i na polu ekonomicznym. Kryzys dotknął przede wszystkim najbiedniejszych i najmłodszych obywateli Królestwa. Prawie 40 procent obywateli zubożało, a jeszcze większy odsetek ma problem, aby związać koniec z końcem. Ci najbogatsi na kryzysie zarobili, tak jak miało to miejsce w wielu innych krajach na świecie.
Poczucie narodowej tożsamości
Czy istnieje w Belgii narodowość belgijska? Mieszkańcy Królestwa mówią, że to fikcja. Belgijskiej narodowości, jak i belgijskiego patriotyzmu tak naprawdę nigdy w tym kraju nie było.
Ludzie w Belgii identyfikują się przede wszystkim według języka. Albo jesteś Flamandem, albo Walonem. Ta linia podziału dotyczy szkół, środków masowego przekazu, edukacji, kultury, środków komunikacji publicznej, a nawet piosenkarzy, aktorów i celebrytów. A także historii – tej opowiadanej we Flandrii i tej znanej w Walonii – która ani w jednym, ani w drugim regionie nie zawsze jest tożsama z historią kraju.
Nie ma wspólnych partii politycznych. Na inne partie głosuje się w Walonii, na inne we Flandrii, a potem w wyniku trwających wiele miesięcy negocjacji powstaje dwujęzyczna i wielopartyjna koalicja rządząca, która bardzo często nie potrafi dojść do porozumienia nawet w najprostszych kwestiach.
Walonowie z południa nie są w stanie porozumieć się z Flamandami z północy. Chyba że po angielsku. Do tego dochodzi poczucie wyższości Walonów, którego Flamandowie nie mogą znieść. I mimo że to Flandria od lat finansowo utrzymuje południowych sąsiadów, Walonowie, którzy pogardliwie wyrażają się o Flamandach, bez skrupułów korzystają z pieniędzy wypracowanych we Flandrii.
Dlatego we Flandrii coraz głośniejsze są hasła podziału państwa i odcięcie Walonii od flamandzkich pieniędzy. Flandria chce większej autonomii, a Walonia nie chce o tym słyszeć. Ale jednocześnie obie strony zdają sobie sprawę, że taki stan rzeczy nie może trwać bez końca.
Marzenia i poglądy burmistrza Antwerpii
Bart de Wever – przewodniczący N-VA, największej we Flandrii partii politycznej od lat powtarza: „Nie chcemy rewolucji. Nie chcemy z dnia na dzień ogłosić niepodległości Flandrii. Ale chcemy zmian. Belgia powinna powoli, bardzo delikatnie zniknąć”.
W ubiegłorocznym wywiadzie, emitowanym 21 lipca czyli w święto narodowe Belgii, de Wever po raz kolejny wstrząsnął debatą polityczną, mówiąc o swoim marzeniu. – „Jeśli mógłbym umrzeć jako Południowy Holender, byłbym bardziej szczęśliwy, niż umierając jako Belg”.
De Wever nigdy nie ukrywał, że najlepszą przyszłością dla jego ojczystej Flandrii byłby rozpad Belgii. I albo przyłączenie się do mówiącej tym samym językiem Holandii, albo suwerenność.
Burmistrz Antwerpii ma jasno sformułowane poglądy. W Walonii nie jest ani lubiany, ani popularny. Nie ma się co dziwić, jeżeli przypomnimy sobie program jego partii, w którym duży nacisk kładzie się na uniezależnienie i usamodzielnienie Flandrii.
Przewodniczący N-VA wypomina Walończykom biurokrację, dziurawe drogi, biedę, a przede wszystkim to, że funkcjonuje dzięki bogatej i zaradnej Flandrii, której mieszkańcy mają poczucie utrzymywania „leniwych Walonów”. Utworzenie autonomicznego państwa ze stolicą w Antwerpii jest dla lidera N-VA priorytetem. Ale nie dla mieszkańców Walonii. Dla nich odłączenie się Flandrii od reszty kraju spowodowałoby na terenach Walonii zarówno kryzys ekonomiczny, jak i społeczny.
W wywiadzie udzielonym naszej gazecie w 2018 roku przewodniczący N-VA powiedział: „Nowe badania potwierdziły, że transfery finansowe z Flandrii do Walonii pozostają wysokie, a perspektywy poprawy są niewielkie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat nastąpiło ponad 130 miliardów euro transferów bez strukturalnych zmian. Po przeliczeniu okazuje się, że każda rodzina mieszkająca i płacąca podatki we Flandrii „wyłożyła” na Walonię kwotę w wysokości 2 590 euro rocznie”.
„Chcemy zmniejszyć liczbę tych transferów i zwiększyć ich przejrzystość. Musi zaistnieć perspektywa, że transfery ulegną strukturalnej zmianie. Flandria również się starzeje i będzie potrzebować wszelkich środków, by pokryć koszty starzenia się jej społeczeństwa”.
„Przesuwanie pieniędzy z jednego regionu do drugiego, bez brania za to odpowiedzialności, nie jest prawdziwą solidarnością, lecz strukturalną zależnością. Tylko rzeczywista współpraca pomiędzy tymi dwoma regionami, z wyraźnym podziałem uprawnień oraz z precyzyjnym określeniem kompetencji w poszczególnych dziedzinach, może to zmienić”.
Swoje zdanie Bart de Wever ma również w kwestii istnienia w Belgii monarchii. „Nie do wiary, że koszty waszego utrzymania ponosi społeczeństwo. I to w sytuacji, gdy nie płacicie podatków dochodowych, akcyzy ani VAT” – to tylko fragment krytyki przedstawionej przez burmistrza Antwerpii wobec rodziny panującej.
Szerokim echem odbił się jego wywiad dla niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”. „Wiele osób ma romantyczny obraz monarchii – mówił De Wever – nawet prezydent w Republikańskiej Francji ma pewien monarchiczny czar. Ale monarchia jest minionym Ancien Régime (z franc.: dosł. stare rządy). Król nie jest dla mnie ważny […] Dla nas Flamandów jest to wadliwy system, ponieważ król nie myśli tak jak my. Dla Walonów jest on zaletą, bo są z nim związani”.
Jak zwykle, jego słowa wywołały ogromne poruszenie, ale to przecież nic nowego. Od dawna wiadomo, jakie burmistrz i jego partia mają poglądy. Będąc zwolennikiem oddzielenia się Flandrii od reszty kraju, nie można popierać monarchii, która jest elementem łączącym oba regiony, symbolicznym pomostem pomiędzy Flamandami i Walonami.
Konfederacja po flamandzku
N-VA jest silną partią mającą poparcie większości społeczeństwa we Flandrii. Twórcą jej sukcesów jest właśnie Bart de Wever, charyzmatyczny polityk, posługujący się płynnie trzema obcymi językami (francuskim, angielskim i niemieckim). Słynie też z łacińskich cytatów, co swego czasu wzmogło zainteresowanie tym językiem w szkołach.
Co ciekawe, de Wever zajął drugie miejsce w jednej z edycji niezwykle popularnego we Flandrii teleturnieju „De Slimste Mens ter Wereld” („Najmądrzejszy człowiek świata”), w którym pozostawił w polu wielu flamandzkich intelektualistów. Bez wątpienia przyczyniło się to do jego popularności.
Po wyborach w 2014 roku do parlamentu flamandzkiego, federalnego i europejskiego N-VA odniosła zwycięstwo stając się najważniejszą partią we Flandrii i drugą siłą polityczną w Belgii. Partia postawiła sobie za cel przede wszystkim przeprowadzenie siódmej reformy państwa, która miałaby zwiększyć autonomiczność Flandrii, co z kolei doprowadziłoby do belgijskiej konfederacji.
Być może w jakiejś odległej perspektywie Belgię czeka zmiana ustrojowa i przekształcenie jej w konfederację ze wspólną polityką zagraniczną, być może z królem, ale osobnym wymiarem sprawiedliwości, finansami, podatkami i sprawami wewnętrznymi.
Gdyby założenia N-VA weszły w życie, Bruksela zostałaby niezależnym miastem i ze wszystkich stron otoczona byłaby samodzielną Flandrią. W momencie, kiedy Flandria odłączyłaby się od Unii Europejskiej (jak zapowiadał swego czasu lider N-VA), to żeby dojechać do Brukseli należałoby przejechać przez kraj nienależący być może ani do Unii, ani do strefy Schengen.
Anna Janicka