W pogoni za szczęściem

with Brak komentarzy
Czas czytania: 4 minut

Kilka lat temu napisałam artykuł o tym, że szczęście lubi ludzi zaradnych, a dziś napiszę, że także i pracowitych. Tak. Bo szczęście nie jest magiczną łaską, darem z niebios czy uśmiechem losu.

Na szczęśliwe życie trzeba sobie solidnie zapracować. Dokonywać mądrych wyborów, eliminować to, co nam nie służy, dbać o równowagę pomiędzy sferą zawodową a prywatną i rodzinną, dbać o swoje zdrowie, o sen, o bliskie relacje, wkładać energię i wysiłek tam, gdzie warto, a resztę sobie odpuścić. I odpuszczać wszędzie tam, gdzie nie ma to większego sensu.

Nauczyć się odpoczywać i być wdzięcznym za to, co los nam daje, także wtedy, kiedy jest to niekoniecznie zgodne z naszymi marzeniami. Bo los nie zawsze daje nam to, czego chcemy, ale za to zawsze to, czego potrzebujemy.

Szczęśliwe i dobre życie to branie odpowiedzialności ze wszystkimi jej konsekwencjami za to, co robimy i za to, czego nie robimy. Krótko mówiąc to nieustanna praca nad sobą i kto myśli, że jest inaczej, ten prędzej lub później przekona się o prawdziwości tych słów. Jeśli zatem chcesz być szczęśliwy, to pochyl się nad swoim życiem i przyjrzyj się mu uważnie. Z troską i zrozumieniem.

Dobrze jest nie mylić szczęścia z przyjemnością, bo to dwie zupełnie różne kwestie. Szczęście jest zazwyczaj, podobnie zresztą jak mądrość, ubocznym efektem naszych działań. Warto zatem mieć świadomość, co i w jakim celu robimy. Dość niebezpieczny wydaje się być często obserwowany przeze mnie jako psychologa stosunek do szczęścia podobny do tego, jaki mają dzieci oczekując na świąteczne prezenty.

Wygląda to mniej więcej tak: najpierw długo marzymy, wyczekujemy, oczekujemy na wielkie radosne „bum”, a tu rzeczywistość niekoniecznie dorasta do naszych marzeń. W ostatecznym rozrachunku zamiast wielkiego szczęścia mamy wielkie rozczarowanie.

Dążenie do szczęścia jest piękne i rozwojowe, ale tylko wtedy, kiedy nie bierze się go za cel główny. Bo jak zaczyna się szczęścia nerwowo poszukiwać, to już nie jest dobrze. To trochę jak z próbą łapania na wietrze piórka. Im więcej uskuteczniamy prób złapania, tym bardziej piórko się od nas oddala. Lepiej i znacznie zdrowiej jest podejść do szczęścia jak do procesu, na który wpływ będziemy mieli przez całe nasze życie. Systematycznie, spokojnie i w sposób przemyślany.

Ważnym jest tu wspomnieć, że jednym z najistotniejszych warunków, aby człowiek mógł być zadowolony z życia, jest przekonanie, że ma ono sens, że przedstawia jakąś wartość. I każdemu z nas polecam jej w swoim życiu poszukać. Wtedy nawet kiedy jest ciężej i trudniej, a tak bywa w życiu każdego, łatwiej i z większym spokojem przechodzimy trudne meandry i zakręty losu.

Na czym jednak miałaby polegać owa praca nad szczęściem? Z pewnością jest to proces złożony, postaram się jednak wskazać choć kilka obszarów, które warto rozwijać i którym warto się uczciwie przyjrzeć. Pierwsza i podstawowa rzecz to trzeba dać sobie prawo do bycia szczęśliwym. Najlepiej niezależnie od okoliczności.

Szczęściu trzeba dać pozwolić przyjść. Trzeba wypracować w sobie poczucie, że na nie zasługujemy. Potem powinno być już łatwiej.

I tak:

Osoba asertywna, jasno wyrażająca swoje zdanie (starając się przy tym nie ranić innych, choć nie zawsze jest to możliwe) z pewnością jest bardziej szczęśliwa od tej, która aż się w środku dusi od emocji, napięć i w ciszy skrywanych pretensji.

Ważne aby wypracować w sobie i ze sobą poczucie, że jest się godnym bycia kochanym takim jakim się jest i że na miłość niczym nie trzeba sobie zasłużyć. Bo nie trzeba.

Jeśli jednak nie jesteśmy lub już nie jesteśmy kochani, to trzeba to znieść i przeżyć, nawet jeśli na dany moment mamy złamane serce i czyni nas to nieszczęśliwymi.

Czuć się dobrze i spokojnie z samym sobą daje prawdziwą radość i ukojenie duszy.

Umieć dobrze i mądrze kochać bez kontrolowania i tłamszenia drugiej strony, bez nadmiernej zazdrości i tak utrudniającej codzienne funkcjonowanie małostkowości.

Prosić o pomoc, kiedy jest ona potrzebna i nie czuć się z tego powodu gorszym.

Rozliczenie lub podjęcie kroków w kierunku rozliczenia urazów z przeszłości jest jak zdjęcie ogromnego ciężaru z serca i ze swojego życia.

Nie zazdrościć innym sukcesu lub szczęścia.

Robić co w naszej mocy, by osiągnąć upragniony cel, ale bez wywierania na sobie ogromnej presji i nacisków.

Umieć odpuszczać i nieustannie się przyglądać czemu i komu poświęcamy swoją uwagę, swój czas, który jest przecież najcenniejszym, co w życiu mamy.

Nie poniżać się, nie krytykować, nie robić sobie złych rzeczy. Innym także nie, bo kwestią czasu jest, kiedy karma do nas wróci i uczynione przez nas zło z mocą kija bejsbolowego uderzy nas w głowę.

Pracować nad akceptacją siebie takimi, jakimi jesteśmy dzisiaj, ale z myślą, iż w przyszłości możemy się zmienić.

Rozwijać się, uczyć i wyciągać wnioski z popełnianych błędów.

Myśleć o innych, nie skupiać się wyłącznie na sobie, bo to niezdrowe.

Nie plotkować i nie siać niepotrzebnego fermentu, bo nikomu i niczemu to nie służy.

Akceptować swoje ograniczenia i pamiętać o tym, że im mniej je akceptujemy, w tym większym stopniu stajemy się ich więźniami.

Pracować nad świadomością i poczuciem, że jesteśmy w stanie przeżyć swoje porażki.

Iść własną drogą życiową, nawet gdy nie będzie ona przez wszystkich pochwalana, być wiernym sobie.

Być szczerym w relacji ze sobą i z innymi, nie grać kogoś, kim nie jesteśmy, nie udawać.

Mieć jasno wytyczone wartości moralne i się ich trzymać.

Starać się być dobrym człowiekiem. Nie od święta i w niedzielę, tylko w zwykłym codziennym funkcjonowaniu.

Jak wielkim paradoksem jest, że chcemy szczęśliwego życia, marzymy, tęsknimy, a tymczasem przechodzimy często przez nie unikając jak ognia zastanawiania się nad sobą. Jak często dajemy się nieść okolicznościom i różnym wpływom. Najpierw dzieciństwa, gdzie przeszłość często pozostawia nam w spadku wątpliwości i słabości, potem bliskich, środowiska, w którym się wychowujemy, a następnie społeczeństwa.

Jeśli dryfujemy po morzach i oceanach, nie wiedząc i nie zastanawiając się do jakiego portu zmierzamy, to rezultat tego bezcelowego dryfowania będzie raczej mierny. Życie żyje się samo, powiedział kiedyś pewien mądry człowiek. Jeśli jednak nie włożymy w jego jakość i rozwój konkretnej pracy, to ciężko będzie oczekiwać sukcesów i doświadczać tego, o czym marzy każdy z nas. Doświadczać szczęścia.

I ktoś pewnie powie „ojej, ile to roboty, ile pracy nad sobą”. Tak, to prawda. Powiem więcej: ta praca bywa czasem mało poetycka i finezyjna. Ale za to jak cudowne i uzdrawiające są jej efekty, wiedzą tylko ci, którzy tę pracę wykonali.

Aleksandra Szewczyk, psycholog

Facebook